[Sasuke]
Od czasu walki z moim bratem myślałem głównie o
tym, co pokazał mi w genjutsu zanim „zmarł”. Przywoływałem w pamięci jego
wspomnienia i zawsze mój wzrok zatrzymywał się na twarzy osoby, która do tej
pory nie miała dla mnie większego znaczenia. Wtedy już wiedziałem, że to nie
był pomysł Itachiego, by wybić nasz klan. To był jego pomysł – Danzou. Uświadomiłem
sobie, że przez większość swojego życia próbowałem się zemścić nie na oprawcy,
lecz na jego ofierze. Obwiniałem swojego brata o krzywdę, która została nam obu
wyrządzona przez kogoś innego, obwiniałem go za to, że nie wyjawił mi prawdy…
Dobrze wiedziałem, że wtedy, mając siedem lat nie zrozumiałbym tamtej sytuacji,
nie pomógłbym Itachiemu w żaden sposób, choćbym nawet chciał. Wiedziałem, a
jednak gdzieś w głębi duszy nadal miałem do niego żal. Wybaczyłem mu,
jednocześnie nadal chowając do niego urazę. Czy to myśl o niespełnionej zemście
tak mi ciążyła? Świadomość, że ten, który powinien być ukarany żyje sobie
spokojnie, opływając w luksusy, podczas gdy mój brat przez całe życie ponosi
konsekwencje decyzji, której sam nie podjął nie dawała mi spać spokojnie. Postanowiłem
dokończyć to, co zacząłem – zemścić się, tym razem na właściwej osobie. Fakt,
że pewnie w tamtych czasach Danzou był już zniedołężniałym starcem, nie miał
dla mnie znaczenia, takich krzywd się nie wybacza. Jego wina pozostanie
niezmienna mimo upływu lat, sprawiedliwość nie zagląda w metryki. Nieważne, że
prawie nic o nim nie wiem, znajdę go i zabiję, odpłacę mu pięknym za nadobne.
Sprawię, że będzie błagał o śmierć, ale tym razem to nie on będzie podejmował
decyzje – to ja zadecyduję, kiedy zakończę jego plugawy żywot. Odbiorę mu
wszystko, tak jak kiedyś on odebrał wszystko mnie i Itachiemu.