wtorek, 6 stycznia 2015

Rozdzial 8

[Sasuke]

Od czasu walki z moim bratem myślałem głównie o tym, co pokazał mi w genjutsu zanim „zmarł”. Przywoływałem w pamięci jego wspomnienia i zawsze mój wzrok zatrzymywał się na twarzy osoby, która do tej pory nie miała dla mnie większego znaczenia. Wtedy już wiedziałem, że to nie był pomysł Itachiego, by wybić nasz klan. To był jego pomysł – Danzou. Uświadomiłem sobie, że przez większość swojego życia próbowałem się zemścić nie na oprawcy, lecz na jego ofierze. Obwiniałem swojego brata o krzywdę, która została nam obu wyrządzona przez kogoś innego, obwiniałem go za to, że nie wyjawił mi prawdy… Dobrze wiedziałem, że wtedy, mając siedem lat nie zrozumiałbym tamtej sytuacji, nie pomógłbym Itachiemu w żaden sposób, choćbym nawet chciał. Wiedziałem, a jednak gdzieś w głębi duszy nadal miałem do niego żal. Wybaczyłem mu, jednocześnie nadal chowając do niego urazę. Czy to myśl o niespełnionej zemście tak mi ciążyła? Świadomość, że ten, który powinien być ukarany żyje sobie spokojnie, opływając w luksusy, podczas gdy mój brat przez całe życie ponosi konsekwencje decyzji, której sam nie podjął nie dawała mi spać spokojnie. Postanowiłem dokończyć to, co zacząłem – zemścić się, tym razem na właściwej osobie. Fakt, że pewnie w tamtych czasach Danzou był już zniedołężniałym starcem, nie miał dla mnie znaczenia, takich krzywd się nie wybacza. Jego wina pozostanie niezmienna mimo upływu lat, sprawiedliwość nie zagląda w metryki. Nieważne, że prawie nic o nim nie wiem, znajdę go i zabiję, odpłacę mu pięknym za nadobne. Sprawię, że będzie błagał o śmierć, ale tym razem to nie on będzie podejmował decyzje – to ja zadecyduję, kiedy zakończę jego plugawy żywot. Odbiorę mu wszystko, tak jak kiedyś on odebrał wszystko mnie i Itachiemu. 


            Sakura już od jakiegoś czasu sypiała w moim pokoju. Prawdę mówiąc przestało mi to nawet przeszkadzać. Nie była zbytnio uciążliwa, choć nadal momentami lekko mnie irytowała. Miała swoje codzienne dziewczęce rytuały, do których zdążyłem się już przyzwyczaić. Każdego ranka po przebudzeniu i każdego wieczoru przed zaśnięciem zwykła mnie przytulać i całować w policzek, dodając do tego przesłodzone „Ohayou/ Oyasuminasai, Sasuke-kun”– wiedziała, że za tym nie przepadam, a jednak to robiła. A ja jej na to pozwalałem. Sam do końca nie wiedziałem, co takiego odróżniało ją od Karin, co sprawiało, że nie odpychałem jej od siebie, że pozwalałem jej się do siebie zbliżyć. Być może to ze względu na dawną przyjaźń miałem poczucie, że nie powinienem jej odtrącać. Być może się zmieniła, a może to ja się zmieniłem i zacząłem ją bardziej tolerować? Pozwalałem jej na wiele, uznając to za formę wdzięczności za bycie medyczką w mojej drużynie i za leczenie mojego brata. Bo przecież po to ją ze sobą zabrałem. Tylko i wyłącznie po to. 
            Tego wieczora obserwowałem bezmyślnie, jak Sakura szczotkuje włosy. Robiła to bardzo starannie, zawsze przed snem. Zapatrzyłem się w różowe kosmyki jej włosów, kiedy nagle mnie olśniło. Sakura jest z Konohy, jest uczennicą Hokage – musi coś wiedzieć o Danzou!

-          Sakura…
-          Hmm? – mruknęła, zajęta czesaniem się.
-          Co wiesz o Danzou? – palnąłem kompletnie bez zastanowienia. Nawet mi przez myśl nie przeszło, żeby spróbować wypytać ją o niego w nieco dyskretniejszy sposób.
-          Że co, proszę? – aż odwróciła się, by na mnie spojrzeć, zdziwiona moim pytaniem. Jej dłoń zastygła w bezruchu, ze szczotką wczepioną w jej włosy.
-          Zapytałem, czy znasz Danzou – powtórzyłem. Spodziewałem się, że za chwilę zaintryguje ją, dlaczego w ogóle o niego pytam. I nie myliłem się. Nie ma co owijać w bawełnę, i tak by się dowiedziała prawdy. Przecież i tak nie dałaby rady mnie zatrzymać…
-          Dlaczego pytasz akurat o niego? – spytała podejrzliwie, odkładając szczotkę na szafkę nocną i usiadła na łóżku, koło mnie.
-          Więc Itachi nic o tym nie wspominał?
-          O czym miał wspomnieć?
-          O naszym klanie, o tym, dlaczego go nie zabiłem…
-          Nie wypytywałam go o to… Uznałam, że nie będę się wtrącać, o ile sam kiedyś nie zechcesz mi o tym opowiedzieć… Chociaż… Ostatnio coś o nim wspominałeś, ale to się kompletnie nie trzymało kupy… - przypomniała sobie.
-          W takim razie pozwól, że pokażę ci prawdę. Spójrz mi w oczy – dodałem, aktywując Mangekyou Sharingan – Nie bój się, to będzie tylko genjutsu.
Trochę niechętnie spełniła moją prośbę, wpadając w moje genjutsu. Pokazałem jej wspomnienia, trochę moich własnych, kilka Itachiego. Była pierwszą i jedyną osobą, z którą podzieliłem się swoimi wspomnieniami. Poczułem się trochę tak, jakbym wpuścił ją do swojego umysłu. To było dosyć… intymne doświadczenie. Iluzja w jej głowie w rzeczywistości trwała kilkanaście sekund, chociaż jej wydawała się wiecznością…

Wraz z Sakurą przenieśliśmy się na pole walki. Widzieliśmy mnie i Itachiego walczących ze sobą – dziwne uczucie patrzeć na samego siebie z zewnątrz. Itachi ledwie trzymał się na nogach, kończyła mu się chakra. Wiedziałem już, co będzie dalej – Sakura nie. Ostatnia technika. Obaj jesteśmy na skraju wyczerpania. Itachi podchodzi do mnie chwiejnym krokiem, uśmiecha się.
-          Wybacz, Otouto… Nie będzie już „następnego razu” – mówi, pukając mnie w czoło, tak jak zwykł to robić w dzieciństwie, tym razem jednak łapiąc mnie w genjutsu. Pada na ziemię nieprzytomny. Wtedy obydwaj myśleliśmy, że umiera. Gdyby tak nie myślał, nie przekazałby mi prawdy.
[…]
Pole walki zmieniło się w pokój w wieży Hokage.
Kiedy Sakura zauważyła, że za stołem, obok Sandaime Hokage siedział Danzou, zrozumiała. Cofnęła się o krok i spojrzała ze współczuciem na trzynastoletniego wówczas Itachiego, który czekał na decyzję członków starszyzny, słuchając ich kłótni.
-          Jeżeli Uchiha zamierzają wszcząć rewolucję i uzurpować sobie władzę, nie mamy innego wyboru jak tylko uznać ich za zdrajców i unieszkodliwić! – odezwała się członkini starszyzny.
-          Koharu, nie powinniśmy działać pochopnie… - Trzeci próbował grać na zwłokę, mając nadzieję, że jakimś sposobem uda mu się uniknąć wojny domowej.
-          Hiruzen, Uchiha nie cofną się przed niczym. Chcą dojść do władzy, a my nie możemy do tego dopuścić. Trzeba zacząć działać, zanim oni przejmą inicjatywę – stwierdził Danzou.
-           Nie mów takich rzeczy przy Itachim, Danzou… - obruszył się Trzeci – To nie jest takie proste jak ci się wydaje. Klan Uchiha jest zbyt potężny byśmy mogli go pokonać w walce, potrzeba nam strategii!
-          W takim razie, musimy zniszczyć ten klan od środka. Zrozum, Hiruzen, nie mamy czasu na wymyślne plany, musimy działać jak najszybciej – wtrącił Homura.
-          Uchiha są naszymi towarzyszami – oznajmił Hokage – Pozwólcie mi najpierw spróbować rozwiązać to pokojowo, nim przejdziemy do czynów…
W tym momencie wspomnienie Itachiego się urwało, lecz nie trudno się domyślić, jaka była decyzja starszyzny, co znaczyło „zniszczyć klan od środka” i komu zostało powierzone to zadanie…
[…]
Przenieśliśmy się do mojego domu, do salonu.
To była ta feralna noc, kiedy wracając do domu zastałem brata stojącego z zakrwawioną kataną nad ciałami moich rodziców… Zauważyłem jak Sakura drgnęła, kiedy zobaczyła młodszą wersję mnie upadającą na podłogę, po tym, jak Itachi rzucił we mnie shurikenem. Krew, wszędzie była krew – na podłodze, na ścianach… Sakura była bliska płaczu, przycisnęła drżącą dłoń do ust, by nie krzyknąć.
[…]
Przerażony, siedmioletni ja wybiegłem z krzykiem z domu, uciekając przed bratem.
-          Mój mały, głupi braciszku… Jeśli chcesz mnie zabić, nienawidź mnie, gardź mną… Uciekaj, uciekaj, trzymaj się życia zębami i rośnij w siłę… A kiedy posiądziesz takie oczy, jak ja – rzekł, pojawiając się nagle przede mną i ukazując swój Mangekyou Sharingan – znajdź mnie i stań do walki!
Kiedy się odwrócił, by spojrzeć na mnie ostatni raz zanim odszedł, zobaczyliśmy łzę spływającą po jego policzku – szczegół, którego nie zauważyłem będąc dzieckiem. Sakura wyraźnie miała dość. W kilka chwil poznała Itachiego jako kochającego brata i mordercę, jako zdrajcę i jednocześnie bohatera wioski, najwidoczniej to było dla niej zbyt wiele.

            Kiedy wróciliśmy do rzeczywistości, siedziała na łóżku, cała się trzęsąc. Ślady łez wciąż były widoczne na jej twarzy. Bardzo przeżyła to, co zobaczyła. Te obrazy były ciągle w mojej głowie, ale ona widziała to wszystko po raz pierwszy.
-          Teraz wiesz, dlaczego pytam o właśnie Danzou?
Spuściła głowę i otarła resztki łez wierzchem dłoni. Spojrzała mi prosto w oczy pustym wzrokiem, jak gdyby chciała mi powiedzieć, że właśnie zrozumiała wszystko, co kiedykolwiek starałem się jej przekazać.
-          Nie porzuciłeś zemsty… Zamierzasz go zabić, prawda? – bardziej stwierdziła niż zapytała.
-          Dokładnie. Ale żeby go odnaleźć, muszę się o nim dowiedzieć czegoś więcej…
[Sakura]

            Wtedy rozumiałam już, dlaczego Sasuke-kun tak bardzo się wściekał na samą myśl o Danzou. Zrozumiałam, dlaczego go nienawidził. Ten starzec zmarnował życie jemu i jego bratu. Zemsta, której chciał Sasuke nigdy nie wydawała mi się tak oczywista i tak bardzo potrzebna. Nagle pojęłam większość zachowań Sasuke, nawet jego odejście z wioski, którego nie potrafiłam mu wybaczyć. Miałam ochotę udusić Shimurę gołymi rękami. Zapragnęłam pomóc Sasuke w dokonaniu zemsty.           
-          Powiem ci wszystko, co o nim wiem… Chyba tylko w ten sposób mogę ci pomóc… - stwierdziłam – Może zacznę od Korzenia… Pamiętasz Sai’a?
-          Kim niby jest ten cały Sai? I skąd miałbym go pamiętać? – zdziwił się Sasuke.
-          Cztery lata temu, kiedy byłeś jeszcze u Orochimaru… - zaczęłam, ale nie dał mi skończyć.
-          Ah… To pewnie ten dziwak, który miał być moim zastępstwem? – po tonie jego głosu można było się domyślić, że od samego początku nie darzył Sai’a sympatią.
-          Ten sam. Otóż Sai był członkiem Korzenia. Tsunade-sama trochę niechętnie zgodziła się, żeby dołączył do naszej drużyny, zresztą ja i Naruto też nie byliśmy najszczęśliwsi z tego powodu… Jak się później okazało, Danzou przydzielił mu misję. On miał cię zabić, Sasuke-kun…
-          Chyba mi nie powiesz, że w całym Korzeniu nie ma silniejszych shinobi od tego Sai’a? Jeśli Danzou sądził, że ten chłopak będzie w stanie mnie załatwić, to albo się przeliczył, albo mnie nie docenił…
-          Z pewnością są silniejsi od niego… Ale zgaduję, że tylko on mógł zostać przydzielony do naszej drużyny, nie wzbudzając większych podejrzeń… Sami się nie zorientowaliśmy, aż do momentu, kiedy już po spotkaniu z tobą, znaleźliśmy Książkę Bingo w jego plecaku…
-          Już wtedy byłem w Bingo? – Sasuke wydawał się być zaskoczony tym faktem.
-          W tym tkwi szkopuł. Nie było cię jeszcze w Bingo głównego ANBU, ale Korzeń ma swoją własną Książkę Bingo.
-          Którą pewnie „redaguje” sam Danzou! – domyślił się Sasuke.
-          To tylko jeden z jego pomysłów. W Korzeniu wszystko jest ściśle tajne, ANBU nie mogą nikomu mówić o tym, co robią. Każdemu z nich osobiście nałożył pieczęć na język, dzięki niej może być pewien, że nikt nie pozna jego sekretów. W ogóle… Danzou i ten cały Korzeń to jedna wielka ponura i tajemnicza sprawa… Normalnych ANBU przyjmuje się na podstawie ich wybitnych umiejętności, a on sam sobie wybiera swoich popleczników…
-          Co znaczy „wybiera”? Skąd ich bierze?
-          Znajduje bezdomne dzieci z innych wiosek, które straciły rodziny i oferuje im dach nad głową i opiekę, w zamian za to zamieniając ich w bezuczuciowe maszyny do zabijania. Trenuje sobie te osierocone dzieci na swoją własną małą armię shinobi do zadań specjalnych, którzy wykonują dla niego brudną robotę. Ci ludzie nie mają życia, nie mają uczuć, nie mają bliskich, nie mają nawet nazwisk, nic nie mają! Nawet ich imiona są wymyślone, zmieniają je w zależności od misji… Ślepo wykonują jego rozkazy i są w stanie oddać za niego własne życie. Danzou nie rusza się bez ich obstawy, zawsze co najmniej dwoje ANBU Korzenia jest w pobliżu.
-          Ten facet jest po prostu chory… - stwierdził z obrzydzeniem Sasuke  – Chwilę… Mówiłaś, że zakłada im pieczęcie na język, więc nie mogą o tym mówić… W takim razie, skąd ty o tym wiesz?
-          Tak jak powiedziałam, Sai BYŁ członkiem Korzenia. Już nim nie jest, a Tsunade-sama znalazła sposób na złamanie pieczęci – wyjaśniłam.
-          A co z pozostałą dwójką ze starszyzny?
-          Masz na myśli Homurę i Koharu? Ich też chcesz zabić!? – przestraszyłam się.
-          To ty mi powiedz.
-          Myślę, że możesz zostawić ich w spokoju… - zasugerowałam ostrożnie, nie chcąc niepotrzebnie skazać dwójki starców na śmierć z ręki Uchihy - Są członkami starszyzny, popierają Danzou i jak to mówi Tsunade-sama „są upierdliwi”, ale bez niego nic nie zdziałają. Bez Shimury nie są w stanie podskoczyć Hokage.
-          Więc mówisz, że są tylko pionkami, huh?
-          Przynajmniej tak twierdzi Tsunade-sama… Kiedyś powiedziała mi też, że podobno jeszcze zanim Trzeci został Hokage, Danzou rywalizował z nim, a kiedy to nie jego wybrali, zaczął działać na szkodę wioski za plecami Trzeciego…
-          Pewnie masz rację… Powinienem skupić się na Danzou. Tamci dwoje pewnie tak, czy inaczej długo nie pożyją…
-          Jest jeszcze coś, o czym pewnie chciałbyś wiedzieć…
-          Hmm?
-          Niedługo nadarzy się okazja do zabicia go – napomknęłam, a Sasuke wyraźnie się zainteresował – Zbliża się szczyt Rady Kraju Ognia.
-          Kiedy i gdzie?
-          W przyszły piątek, w Kraju Żelaza – powiedziałam szczerze, choć Hokage-sama, delikatnie mówiąc, nie byłaby zadowolona, że ujawniam kryminaliście ściśle tajne informacje, o których w zasadzie w ogóle nie powinnam była mieć zielonego pojęcia.
-          Idealnie!
-          Sasuke-kun… Tylko, proszę, obiecaj mi, że nie zbliżysz się do niego przed spotkaniem Rady! Jeśli nie zjawi się na spotkaniu i inne kraje też się dowiedzą, że to ty go zabiłeś…
-          Sakura, nie jestem głupi… Nie musisz mi przypominać o takich rzeczach – burknął Uchiha, nieco urażony.
-          Gomennasai… – szepnęłam, czerwieniąc się lekko – Mogę cię jeszcze tylko o coś zapytać, Sasuke-kun?
-          Właśnie to zrobiłaś… – zauważyłem, na co ona westchnęła – Pytaj.
-          Wybacz, ale kiedy rozmawiałeś z Itachim, niechcąco usłyszałam, jak powiedziałeś, że nie wrócisz do Konohy, dopóki jest tam Danzou… - przyznałam się nieśmiało, choć Sasuke zdawał się już o tym wiedzieć – Więc tak sobie pomyślałam, że skoro masz zamiar go zabić, to może… No wiesz…
-          To może mógłbym potem wrócić do wioski…? Nigdy nie przestaniesz mnie męczyć tym pytaniem, huh?
Nie chcąc napotkać spojrzenia Sasuke, zaczęłam skubać brzeg leżącej na łóżku poduszki.
-          To nie tak, że się nie cieszę, że mogę tu z tobą być, wręcz przeciwnie…  - usprawiedliwiałam się, tak jakby dla Sasuke to miało jakiekolwiek znaczenie, czy cieszę się z przebywania z nim, czy też nie – Ja po prostu… Ciągle jeszcze mam nadzieję, że kiedyś wrócisz razem ze mną do wioski… - wyznałam, wciąż unikając jego wzroku.
-          Nie wiem, Sakura – westchnął – Sam nie wiem, czy w ogóle chcę tam jeszcze wracać… - odpowiedział mi szczerze.
Wprawdzie nie spodziewałam się twierdzącej odpowiedzi, jednak coś we mnie pękło, kiedy to powiedział. Teoretycznie powinnam się cieszyć, że nie powiedział ‘nie’, ale to wcale nie zabrzmiało optymistycznie. Równie dobrze mógłby mi powiedzieć, żebym przestała marzyć o czymś, co nigdy się nie zdarzy. Tamtego wieczoru odebrał mi nadzieję na to, że jeszcze kiedykolwiek zobaczę go u bram Konohy.

            Tamtej nocy żadne z nas nie mogło spać. A kiedy już jakimś cudem udało mi się zasnąć, miałam koszmary. Śnił mi się Sasuke. Kilkuletni, niewinny i bezbronny Sasuke, który przed kimś uciekał, potykając się o własne nóżki. Chciałam do niego podejść, przytulić go i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, ale nie mogłam. Byłam niczym zjawa, której ciało przenika przez wszystko inne. Słyszałam jego płacz i wołanie o pomoc. Nagle, nie wiadomo skąd, pojawił się Itachi. Szybko dogonił swojego młodszego braciszka, w dłoni miał zakrwawiony miecz – ten sam, którym zabił swoich rodziców. Podszedł do Sasuke, chwycił go za koszulkę i wyszeptał „wybacz, mój mały głupi braciszku, nie będzie następnego razu…”. Kiedy zimne stalowe ostrze przebiło serce najmłodszego Uchihy, przestał się wyrywać i wierzgać. Jego wielkie czarne oczka wyrażały przerażenie, z jego gardła wydarł się ostatni krzyk bólu, z dziecięcej buzi polała się krew…
-          SASUKEEE!!! – krzyknęłam zrozpaczona, siadając na łóżku.
Dyszałam ciężko, nieświadoma, że sen się właśnie skończył i wykrzyczałam to na głos, przez co pewnie obudziłam resztę Taki. Cała dygotałam, ciągle widząc przed sobą jego wielkie przerażone czarne oczy. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że tymi samymi czarnymi oczami patrzy na mnie dorosły już Sasuke, cały i zdrowy. Próbując się uspokoić, wcisnęłam mu się w ramiona, zanim zdążył zaprotestować.
-          Shhh, już dobrze, Sakura, już – usłyszałam jego głęboki, uspokajający głos tuż przy moim uchu – To był tylko zły sen, spokojnie… - szeptał, gładząc mnie po głowie.

Byłam tak roztrzęsiona, że jego ludzkie zachowanie wcale nie wydało mi się dziwne. Zdawało mi się, że wiedział, co mi się śniło, mimo że nawet słowem mu o tym nie wspomniałam. Nie musiałam. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że Sasuke od lat miewał takie koszmary. Miewał sny, w których Itachi - którego poznałam jako miłego, ciepłego chłopaka i kochającego starszego brata – mordował jego, ich matkę i ojca. Dla samego Itachiego to musiało być równie traumatyczne przeżycie, pewnie też miewał podobne sny. To, co ja zobaczyłam jedynie w genjutsu, oni przeżyli naprawdę i musieli jakoś z tym żyć. Sasuke-kun dobrze wiedział jak to jest, kiedy boisz się znów zasnąć. To był pierwszy raz, kiedy pozwolił mi się do siebie przytulić i zostać tak przez całą noc. Nie pytał o nic, po prostu mnie nie odtrącił, był blisko i to wystarczyło. Tamtej nocy nie zmrużyłam już oka.

------------------------------------------------------------------
Trzech Królów = koniec mojej przerwy świątecznej = obiecany rozdział
No to mamy kolejny rozdział, po baaardzo długiej przerwie, za to ponad 2x dłuższy niż zwykle. Chciałam jeszcze zacząć jeden wątek, ale sama jeszcze nie potrafię się zdecydować, jak go ugryźć, więc zostawiam go na kolejny rozdział, żeby nie przedłużać jeszcze bardziej czekania na ten dzisiejszy.
Od razu zapowiadam, że z powodu sesji T^T , kolejny pojawi się nie wcześniej niż w lutym - jak dobrze pójdzie to może nawet na początku lutego, ale jak siebie znam, to bardziej prawdopodobne jest, że gdzieś w połowie miesiąca :P
P.S. Sprawdzałam ten tekst z 10x, ale jestem ostatnio jakaś przymulona i nieprzytomna, więc jeśli gdzieś zaczęłam od połowy zdania nagle pisać po angielsku lub japońsku i to przeoczyłam przy sprawdzaniu, to mi powiedzcie, to poprawię xD Studia tak bardzo ryją mózg [*]
Jak zwykle proszę o komentarz po przeczytaniu, bo miło byłoby wiedzieć, czy Wam się podobało :)



4 komentarze:

  1. Tyle czekalam :3! Podoba mi sie baaaardzo :3 takie wzruszajace to i dramatyczne :3
    Pozdrawiam :)!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostatnio sprawdzałem czwartego i już straciłem nadzieję, a tu proszę- jednak jest!
    Co by tu powiedzieć o rozdziale... Podoba mi się i to bardzo. Fajnie, ż Sasuke pokazał jej te wspomnienia i ona ma koszmary - to wyszło tak naturalnie... (po takich widokach nie mieć koszmaró byłoby dziwne).
    Co do następnego rozdziału - nie poganiam, bo wiem, ile masz roboty. Ciekawi mnie jednak, co w nim będzie. Gdybyś miała czas w ferie zimowe coś skrobnąć.... to spróbuj :)

    Pozdrawiam i życzę sukcesów na studiach,
    Jikukan Ido

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zostałaś nominowana do Liebster Award na uchihatokonoha.blogspot.com. Szczegóły na tej stronie.
      Jeszcze raz pozdrawiam i życzę sukcesów :)

      Usuń
  3. Nie wiem jak ja to zrobiłam, że przeoczyłam rozdział! Jedyny plus z tego jest taki, że pozostało tylko 9 dni do następnego rozdzialiku :D Yupi!
    A co do ósemki, bardzo mi się podobała. W końcu jakieś ludzkie zachowanie u Sasuke ;> Aż ciepło mi się zrobiło na serduchu jak różową. Oby było więcej takich akcji!
    Czekam na next'a i życzę powodzenia na sesji ;)
    Pozdrawiam angelwithoutsoul

    OdpowiedzUsuń