[Sasuke]
Od czasu walki z moim bratem myślałem głównie o
tym, co pokazał mi w genjutsu zanim „zmarł”. Przywoływałem w pamięci jego
wspomnienia i zawsze mój wzrok zatrzymywał się na twarzy osoby, która do tej
pory nie miała dla mnie większego znaczenia. Wtedy już wiedziałem, że to nie
był pomysł Itachiego, by wybić nasz klan. To był jego pomysł – Danzou. Uświadomiłem
sobie, że przez większość swojego życia próbowałem się zemścić nie na oprawcy,
lecz na jego ofierze. Obwiniałem swojego brata o krzywdę, która została nam obu
wyrządzona przez kogoś innego, obwiniałem go za to, że nie wyjawił mi prawdy…
Dobrze wiedziałem, że wtedy, mając siedem lat nie zrozumiałbym tamtej sytuacji,
nie pomógłbym Itachiemu w żaden sposób, choćbym nawet chciał. Wiedziałem, a
jednak gdzieś w głębi duszy nadal miałem do niego żal. Wybaczyłem mu,
jednocześnie nadal chowając do niego urazę. Czy to myśl o niespełnionej zemście
tak mi ciążyła? Świadomość, że ten, który powinien być ukarany żyje sobie
spokojnie, opływając w luksusy, podczas gdy mój brat przez całe życie ponosi
konsekwencje decyzji, której sam nie podjął nie dawała mi spać spokojnie. Postanowiłem
dokończyć to, co zacząłem – zemścić się, tym razem na właściwej osobie. Fakt,
że pewnie w tamtych czasach Danzou był już zniedołężniałym starcem, nie miał
dla mnie znaczenia, takich krzywd się nie wybacza. Jego wina pozostanie
niezmienna mimo upływu lat, sprawiedliwość nie zagląda w metryki. Nieważne, że
prawie nic o nim nie wiem, znajdę go i zabiję, odpłacę mu pięknym za nadobne.
Sprawię, że będzie błagał o śmierć, ale tym razem to nie on będzie podejmował
decyzje – to ja zadecyduję, kiedy zakończę jego plugawy żywot. Odbiorę mu
wszystko, tak jak kiedyś on odebrał wszystko mnie i Itachiemu.
Sakura już od jakiegoś czasu
sypiała w moim pokoju. Prawdę mówiąc przestało mi to nawet przeszkadzać. Nie
była zbytnio uciążliwa, choć nadal momentami lekko mnie irytowała. Miała swoje
codzienne dziewczęce rytuały, do których zdążyłem się już przyzwyczaić. Każdego
ranka po przebudzeniu i każdego wieczoru przed zaśnięciem zwykła mnie przytulać
i całować w policzek, dodając do tego przesłodzone „Ohayou/ Oyasuminasai, Sasuke-kun”– wiedziała, że za tym nie
przepadam, a jednak to robiła. A ja jej na to pozwalałem. Sam do końca nie
wiedziałem, co takiego odróżniało ją od Karin, co sprawiało, że nie odpychałem
jej od siebie, że pozwalałem jej się do siebie zbliżyć. Być może to ze względu
na dawną przyjaźń miałem poczucie, że nie powinienem jej odtrącać. Być może się
zmieniła, a może to ja się zmieniłem i zacząłem ją bardziej tolerować?
Pozwalałem jej na wiele, uznając to za formę wdzięczności za bycie medyczką w
mojej drużynie i za leczenie mojego brata. Bo przecież po to ją ze sobą
zabrałem. Tylko i wyłącznie po to.
Tego wieczora obserwowałem
bezmyślnie, jak Sakura szczotkuje włosy. Robiła to bardzo starannie, zawsze
przed snem. Zapatrzyłem się w różowe kosmyki jej włosów, kiedy nagle mnie
olśniło. Sakura jest z Konohy, jest uczennicą Hokage – musi coś wiedzieć o
Danzou!
-
Sakura…
-
Hmm? – mruknęła,
zajęta czesaniem się.
-
Co wiesz o
Danzou? – palnąłem kompletnie bez zastanowienia. Nawet mi przez myśl nie
przeszło, żeby spróbować wypytać ją o niego w nieco dyskretniejszy sposób.
-
Że co,
proszę? – aż odwróciła się, by na mnie spojrzeć, zdziwiona moim pytaniem. Jej
dłoń zastygła w bezruchu, ze szczotką wczepioną w jej włosy.
-
Zapytałem,
czy znasz Danzou – powtórzyłem. Spodziewałem się, że za chwilę zaintryguje ją,
dlaczego w ogóle o niego pytam. I nie myliłem się. Nie ma co owijać w bawełnę,
i tak by się dowiedziała prawdy. Przecież i tak nie dałaby rady mnie zatrzymać…
-
Dlaczego
pytasz akurat o niego? – spytała podejrzliwie, odkładając szczotkę na szafkę
nocną i usiadła na łóżku, koło mnie.
-
Więc Itachi
nic o tym nie wspominał?
-
O czym miał
wspomnieć?
-
O naszym
klanie, o tym, dlaczego go nie zabiłem…
-
Nie wypytywałam
go o to… Uznałam, że nie będę się wtrącać, o ile sam kiedyś nie zechcesz mi o
tym opowiedzieć… Chociaż… Ostatnio coś o nim wspominałeś, ale to się kompletnie
nie trzymało kupy… - przypomniała sobie.
-
W takim razie
pozwól, że pokażę ci prawdę. Spójrz mi w oczy – dodałem, aktywując Mangekyou
Sharingan – Nie bój się, to będzie tylko genjutsu.
Trochę niechętnie
spełniła moją prośbę, wpadając w moje genjutsu. Pokazałem jej wspomnienia,
trochę moich własnych, kilka Itachiego. Była pierwszą i jedyną osobą, z którą
podzieliłem się swoimi wspomnieniami. Poczułem się trochę tak, jakbym wpuścił
ją do swojego umysłu. To było dosyć…
intymne doświadczenie. Iluzja w jej głowie w rzeczywistości trwała kilkanaście
sekund, chociaż jej wydawała się wiecznością…
Wraz z Sakurą przenieśliśmy się na
pole walki. Widzieliśmy mnie i Itachiego walczących ze sobą – dziwne uczucie
patrzeć na samego siebie z zewnątrz. Itachi ledwie trzymał się na nogach,
kończyła mu się chakra. Wiedziałem już, co będzie dalej – Sakura nie. Ostatnia
technika. Obaj jesteśmy na skraju wyczerpania. Itachi podchodzi do mnie
chwiejnym krokiem, uśmiecha się.
-
Wybacz, Otouto… Nie będzie już „następnego razu” –
mówi, pukając mnie w czoło, tak jak zwykł to robić w dzieciństwie, tym razem
jednak łapiąc mnie w genjutsu. Pada na ziemię nieprzytomny. Wtedy obydwaj
myśleliśmy, że umiera. Gdyby tak nie myślał, nie przekazałby mi prawdy.
[…]
Pole walki zmieniło się w pokój w
wieży Hokage.
Kiedy Sakura zauważyła, że za stołem, obok Sandaime
Hokage siedział Danzou, zrozumiała. Cofnęła się o krok i spojrzała ze
współczuciem na trzynastoletniego wówczas Itachiego, który czekał na decyzję
członków starszyzny, słuchając ich kłótni.
-
Jeżeli Uchiha zamierzają wszcząć rewolucję i
uzurpować sobie władzę, nie mamy innego wyboru jak tylko uznać ich za zdrajców
i unieszkodliwić! – odezwała się członkini starszyzny.
-
Koharu, nie powinniśmy działać pochopnie… - Trzeci
próbował grać na zwłokę, mając nadzieję, że jakimś sposobem uda mu się uniknąć
wojny domowej.
-
Hiruzen, Uchiha nie cofną się przed niczym. Chcą
dojść do władzy, a my nie możemy do tego dopuścić. Trzeba zacząć działać, zanim
oni przejmą inicjatywę – stwierdził Danzou.
-
Nie mów
takich rzeczy przy Itachim, Danzou… - obruszył się Trzeci – To nie jest takie
proste jak ci się wydaje. Klan Uchiha jest zbyt potężny byśmy mogli go pokonać
w walce, potrzeba nam strategii!
-
W takim razie, musimy zniszczyć ten klan od
środka. Zrozum, Hiruzen, nie mamy czasu na wymyślne plany, musimy działać jak
najszybciej – wtrącił Homura.
-
Uchiha są naszymi towarzyszami – oznajmił Hokage –
Pozwólcie mi najpierw spróbować rozwiązać to pokojowo, nim przejdziemy do
czynów…
W tym momencie wspomnienie Itachiego się urwało,
lecz nie trudno się domyślić, jaka była decyzja starszyzny, co znaczyło
„zniszczyć klan od środka” i komu zostało powierzone to zadanie…
[…]
Przenieśliśmy się do mojego domu, do
salonu.
To była ta feralna noc, kiedy wracając do domu
zastałem brata stojącego z zakrwawioną kataną nad ciałami moich rodziców… Zauważyłem
jak Sakura drgnęła, kiedy zobaczyła młodszą wersję mnie upadającą na podłogę, po
tym, jak Itachi rzucił we mnie shurikenem. Krew, wszędzie była krew – na
podłodze, na ścianach… Sakura była bliska płaczu, przycisnęła drżącą dłoń do
ust, by nie krzyknąć.
[…]
Przerażony, siedmioletni ja wybiegłem z krzykiem z
domu, uciekając przed bratem.
-
Mój mały, głupi braciszku… Jeśli chcesz mnie
zabić, nienawidź mnie, gardź mną… Uciekaj, uciekaj, trzymaj się życia zębami i
rośnij w siłę… A kiedy posiądziesz takie oczy, jak ja – rzekł, pojawiając się
nagle przede mną i ukazując swój Mangekyou Sharingan – znajdź mnie i stań do
walki!
Kiedy się odwrócił, by spojrzeć na mnie ostatni
raz zanim odszedł, zobaczyliśmy łzę spływającą po jego policzku – szczegół,
którego nie zauważyłem będąc dzieckiem. Sakura wyraźnie miała dość. W kilka
chwil poznała Itachiego jako kochającego brata i mordercę, jako zdrajcę i
jednocześnie bohatera wioski, najwidoczniej to było dla niej zbyt wiele.
Kiedy wróciliśmy do rzeczywistości, siedziała na łóżku,
cała się trzęsąc. Ślady łez wciąż były widoczne na jej twarzy. Bardzo przeżyła
to, co zobaczyła. Te obrazy były ciągle w mojej głowie, ale ona widziała to
wszystko po raz pierwszy.
-
Teraz wiesz,
dlaczego pytam o właśnie Danzou?
Spuściła głowę i otarła
resztki łez wierzchem dłoni. Spojrzała mi prosto w oczy pustym wzrokiem, jak
gdyby chciała mi powiedzieć, że właśnie zrozumiała wszystko, co kiedykolwiek
starałem się jej przekazać.
-
Nie
porzuciłeś zemsty… Zamierzasz go zabić, prawda? – bardziej stwierdziła niż
zapytała.
-
Dokładnie.
Ale żeby go odnaleźć, muszę się o nim dowiedzieć czegoś więcej…
[Sakura]
Wtedy rozumiałam już, dlaczego Sasuke-kun tak bardzo się
wściekał na samą myśl o Danzou. Zrozumiałam, dlaczego go nienawidził. Ten
starzec zmarnował życie jemu i jego bratu. Zemsta, której chciał Sasuke nigdy
nie wydawała mi się tak oczywista i tak bardzo potrzebna. Nagle pojęłam
większość zachowań Sasuke, nawet jego odejście z wioski, którego nie potrafiłam
mu wybaczyć. Miałam ochotę udusić Shimurę gołymi rękami. Zapragnęłam pomóc
Sasuke w dokonaniu zemsty.
-
Powiem ci
wszystko, co o nim wiem… Chyba tylko w ten sposób mogę ci pomóc… - stwierdziłam
– Może zacznę od Korzenia… Pamiętasz Sai’a?
-
Kim niby jest
ten cały Sai? I skąd miałbym go pamiętać? – zdziwił się Sasuke.
-
Cztery lata
temu, kiedy byłeś jeszcze u Orochimaru… - zaczęłam, ale nie dał mi skończyć.
-
Ah… To pewnie
ten dziwak, który miał być moim zastępstwem? – po tonie jego głosu można było
się domyślić, że od samego początku nie darzył Sai’a sympatią.
-
Ten sam. Otóż
Sai był członkiem Korzenia. Tsunade-sama trochę niechętnie zgodziła się, żeby
dołączył do naszej drużyny, zresztą ja i Naruto też nie byliśmy najszczęśliwsi
z tego powodu… Jak się później okazało, Danzou przydzielił mu misję. On miał
cię zabić, Sasuke-kun…
-
Chyba mi nie
powiesz, że w całym Korzeniu nie ma silniejszych shinobi od tego Sai’a? Jeśli
Danzou sądził, że ten chłopak będzie w stanie mnie załatwić, to albo się przeliczył,
albo mnie nie docenił…
-
Z pewnością
są silniejsi od niego… Ale zgaduję, że tylko on mógł zostać przydzielony do
naszej drużyny, nie wzbudzając większych podejrzeń… Sami się nie
zorientowaliśmy, aż do momentu, kiedy już po spotkaniu z tobą, znaleźliśmy Książkę
Bingo w jego plecaku…
-
Już wtedy
byłem w Bingo? – Sasuke wydawał się być zaskoczony tym faktem.
-
W tym tkwi
szkopuł. Nie było cię jeszcze w Bingo głównego ANBU, ale Korzeń ma swoją własną
Książkę Bingo.
-
Którą pewnie
„redaguje” sam Danzou! – domyślił się Sasuke.
-
To tylko
jeden z jego pomysłów. W Korzeniu wszystko jest ściśle tajne, ANBU nie mogą
nikomu mówić o tym, co robią. Każdemu z nich osobiście nałożył pieczęć na
język, dzięki niej może być pewien, że nikt nie pozna jego sekretów. W ogóle…
Danzou i ten cały Korzeń to jedna wielka ponura i tajemnicza sprawa… Normalnych
ANBU przyjmuje się na podstawie ich wybitnych umiejętności, a on sam sobie
wybiera swoich popleczników…
-
Co znaczy
„wybiera”? Skąd ich bierze?
-
Znajduje
bezdomne dzieci z innych wiosek, które straciły rodziny i oferuje im dach nad
głową i opiekę, w zamian za to zamieniając ich w bezuczuciowe maszyny do
zabijania. Trenuje sobie te osierocone dzieci na swoją własną małą armię
shinobi do zadań specjalnych, którzy wykonują dla niego brudną robotę. Ci
ludzie nie mają życia, nie mają uczuć, nie mają bliskich, nie mają nawet
nazwisk, nic nie mają! Nawet ich imiona są wymyślone, zmieniają je w zależności
od misji… Ślepo wykonują jego rozkazy i są w stanie oddać za niego własne
życie. Danzou nie rusza się bez ich obstawy, zawsze co najmniej dwoje ANBU Korzenia
jest w pobliżu.
-
Ten facet
jest po prostu chory… - stwierdził z obrzydzeniem Sasuke – Chwilę… Mówiłaś, że zakłada im pieczęcie na
język, więc nie mogą o tym mówić… W takim razie, skąd ty o tym wiesz?
-
Tak jak
powiedziałam, Sai BYŁ członkiem Korzenia. Już nim nie jest, a Tsunade-sama
znalazła sposób na złamanie pieczęci – wyjaśniłam.
-
A co z
pozostałą dwójką ze starszyzny?
-
Masz na myśli
Homurę i Koharu? Ich też chcesz zabić!? – przestraszyłam się.
-
To ty mi
powiedz.
-
Myślę, że
możesz zostawić ich w spokoju… - zasugerowałam ostrożnie, nie chcąc niepotrzebnie
skazać dwójki starców na śmierć z ręki Uchihy - Są członkami starszyzny,
popierają Danzou i jak to mówi Tsunade-sama „są upierdliwi”, ale bez niego nic
nie zdziałają. Bez Shimury nie są w stanie podskoczyć Hokage.
-
Więc mówisz,
że są tylko pionkami, huh?
-
Przynajmniej
tak twierdzi Tsunade-sama… Kiedyś powiedziała mi też, że podobno jeszcze zanim
Trzeci został Hokage, Danzou rywalizował z nim, a kiedy to nie jego wybrali,
zaczął działać na szkodę wioski za plecami Trzeciego…
-
Pewnie masz
rację… Powinienem skupić się na Danzou. Tamci dwoje pewnie tak, czy inaczej
długo nie pożyją…
-
Jest jeszcze
coś, o czym pewnie chciałbyś wiedzieć…
-
Hmm?
-
Niedługo
nadarzy się okazja do zabicia go – napomknęłam, a Sasuke wyraźnie się
zainteresował – Zbliża się szczyt Rady Kraju Ognia.
-
Kiedy i
gdzie?
-
W przyszły
piątek, w Kraju Żelaza – powiedziałam szczerze, choć Hokage-sama, delikatnie
mówiąc, nie byłaby zadowolona, że ujawniam kryminaliście ściśle tajne
informacje, o których w zasadzie w ogóle nie powinnam była mieć zielonego
pojęcia.
-
Idealnie!
-
Sasuke-kun…
Tylko, proszę, obiecaj mi, że nie zbliżysz się do niego przed spotkaniem Rady!
Jeśli nie zjawi się na spotkaniu i inne kraje też się dowiedzą, że to ty go
zabiłeś…
-
Sakura, nie
jestem głupi… Nie musisz mi przypominać o takich rzeczach – burknął Uchiha,
nieco urażony.
-
Gomennasai… –
szepnęłam, czerwieniąc się lekko – Mogę cię jeszcze tylko o coś zapytać, Sasuke-kun?
-
Właśnie to
zrobiłaś… – zauważyłem, na co ona westchnęła – Pytaj.
-
Wybacz, ale
kiedy rozmawiałeś z Itachim, niechcąco usłyszałam, jak powiedziałeś, że nie
wrócisz do Konohy, dopóki jest tam Danzou… - przyznałam się nieśmiało, choć
Sasuke zdawał się już o tym wiedzieć – Więc tak sobie pomyślałam, że skoro masz
zamiar go zabić, to może… No wiesz…
-
To może
mógłbym potem wrócić do wioski…? Nigdy nie przestaniesz mnie męczyć tym
pytaniem, huh?
Nie chcąc napotkać
spojrzenia Sasuke, zaczęłam skubać brzeg leżącej na łóżku poduszki.
-
To nie tak,
że się nie cieszę, że mogę tu z tobą być, wręcz przeciwnie… - usprawiedliwiałam się, tak jakby dla Sasuke
to miało jakiekolwiek znaczenie, czy cieszę się z przebywania z nim, czy też
nie – Ja po prostu… Ciągle jeszcze mam nadzieję, że kiedyś wrócisz razem ze mną
do wioski… - wyznałam, wciąż unikając jego wzroku.
-
Nie wiem,
Sakura – westchnął – Sam nie wiem, czy w ogóle chcę tam jeszcze wracać… -
odpowiedział mi szczerze.
Wprawdzie nie
spodziewałam się twierdzącej odpowiedzi, jednak coś we mnie pękło, kiedy to
powiedział. Teoretycznie powinnam się cieszyć, że nie powiedział ‘nie’, ale to
wcale nie zabrzmiało optymistycznie. Równie dobrze mógłby mi powiedzieć, żebym
przestała marzyć o czymś, co nigdy się nie zdarzy. Tamtego wieczoru odebrał mi
nadzieję na to, że jeszcze kiedykolwiek zobaczę go u bram Konohy.
Tamtej nocy żadne z nas nie mogło spać. A kiedy już
jakimś cudem udało mi się zasnąć, miałam koszmary. Śnił mi się Sasuke.
Kilkuletni, niewinny i bezbronny Sasuke, który przed kimś uciekał, potykając
się o własne nóżki. Chciałam do niego podejść, przytulić go i powiedzieć, że
wszystko będzie dobrze, ale nie mogłam. Byłam niczym zjawa, której ciało
przenika przez wszystko inne. Słyszałam jego płacz i wołanie o pomoc. Nagle,
nie wiadomo skąd, pojawił się Itachi. Szybko dogonił swojego młodszego
braciszka, w dłoni miał zakrwawiony miecz – ten sam, którym zabił swoich
rodziców. Podszedł do Sasuke, chwycił go za koszulkę i wyszeptał „wybacz, mój
mały głupi braciszku, nie będzie następnego razu…”. Kiedy zimne stalowe ostrze
przebiło serce najmłodszego Uchihy, przestał się wyrywać i wierzgać. Jego
wielkie czarne oczka wyrażały przerażenie, z jego gardła wydarł się ostatni
krzyk bólu, z dziecięcej buzi polała się krew…
-
SASUKEEE!!! –
krzyknęłam zrozpaczona, siadając na łóżku.
Dyszałam ciężko,
nieświadoma, że sen się właśnie skończył i wykrzyczałam to na głos, przez co
pewnie obudziłam resztę Taki. Cała dygotałam, ciągle widząc przed sobą jego
wielkie przerażone czarne oczy. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że tymi
samymi czarnymi oczami patrzy na mnie dorosły już Sasuke, cały i zdrowy.
Próbując się uspokoić, wcisnęłam mu się w ramiona, zanim zdążył zaprotestować.
-
Shhh, już
dobrze, Sakura, już – usłyszałam jego głęboki, uspokajający głos tuż przy moim
uchu – To był tylko zły sen, spokojnie… - szeptał, gładząc mnie po głowie.
Byłam tak roztrzęsiona,
że jego ludzkie zachowanie wcale nie
wydało mi się dziwne. Zdawało mi się, że wiedział, co mi się śniło, mimo że nawet
słowem mu o tym nie wspomniałam. Nie musiałam. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że
Sasuke od lat miewał takie koszmary. Miewał sny, w których Itachi - którego
poznałam jako miłego, ciepłego chłopaka i kochającego starszego brata –
mordował jego, ich matkę i ojca. Dla samego Itachiego to musiało być równie
traumatyczne przeżycie, pewnie też miewał podobne sny. To, co ja zobaczyłam
jedynie w genjutsu, oni przeżyli naprawdę i musieli jakoś z tym żyć. Sasuke-kun
dobrze wiedział jak to jest, kiedy boisz się znów zasnąć. To był pierwszy raz,
kiedy pozwolił mi się do siebie przytulić i zostać tak przez całą noc. Nie
pytał o nic, po prostu mnie nie odtrącił, był blisko i to wystarczyło. Tamtej
nocy nie zmrużyłam już oka.
------------------------------------------------------------------
Trzech Królów = koniec mojej przerwy świątecznej = obiecany rozdział
No to mamy kolejny rozdział, po baaardzo długiej przerwie, za to ponad 2x dłuższy niż zwykle. Chciałam jeszcze zacząć jeden wątek, ale sama jeszcze nie potrafię się zdecydować, jak go ugryźć, więc zostawiam go na kolejny rozdział, żeby nie przedłużać jeszcze bardziej czekania na ten dzisiejszy.
Od razu zapowiadam, że z powodu sesji T^T , kolejny pojawi się nie wcześniej niż w lutym - jak dobrze pójdzie to może nawet na początku lutego, ale jak siebie znam, to bardziej prawdopodobne jest, że gdzieś w połowie miesiąca :P
No to mamy kolejny rozdział, po baaardzo długiej przerwie, za to ponad 2x dłuższy niż zwykle. Chciałam jeszcze zacząć jeden wątek, ale sama jeszcze nie potrafię się zdecydować, jak go ugryźć, więc zostawiam go na kolejny rozdział, żeby nie przedłużać jeszcze bardziej czekania na ten dzisiejszy.
Od razu zapowiadam, że z powodu sesji T^T , kolejny pojawi się nie wcześniej niż w lutym - jak dobrze pójdzie to może nawet na początku lutego, ale jak siebie znam, to bardziej prawdopodobne jest, że gdzieś w połowie miesiąca :P
P.S. Sprawdzałam ten tekst z 10x, ale jestem ostatnio jakaś przymulona i nieprzytomna, więc jeśli gdzieś zaczęłam od połowy zdania nagle pisać po angielsku lub japońsku i to przeoczyłam przy sprawdzaniu, to mi powiedzcie, to poprawię xD Studia tak bardzo ryją mózg [*]
Jak zwykle proszę o komentarz po przeczytaniu, bo miło byłoby wiedzieć, czy Wam się podobało :)
Jak zwykle proszę o komentarz po przeczytaniu, bo miło byłoby wiedzieć, czy Wam się podobało :)
Tyle czekalam :3! Podoba mi sie baaaardzo :3 takie wzruszajace to i dramatyczne :3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)!
Ostatnio sprawdzałem czwartego i już straciłem nadzieję, a tu proszę- jednak jest!
OdpowiedzUsuńCo by tu powiedzieć o rozdziale... Podoba mi się i to bardzo. Fajnie, ż Sasuke pokazał jej te wspomnienia i ona ma koszmary - to wyszło tak naturalnie... (po takich widokach nie mieć koszmaró byłoby dziwne).
Co do następnego rozdziału - nie poganiam, bo wiem, ile masz roboty. Ciekawi mnie jednak, co w nim będzie. Gdybyś miała czas w ferie zimowe coś skrobnąć.... to spróbuj :)
Pozdrawiam i życzę sukcesów na studiach,
Jikukan Ido
Zostałaś nominowana do Liebster Award na uchihatokonoha.blogspot.com. Szczegóły na tej stronie.
UsuńJeszcze raz pozdrawiam i życzę sukcesów :)
Nie wiem jak ja to zrobiłam, że przeoczyłam rozdział! Jedyny plus z tego jest taki, że pozostało tylko 9 dni do następnego rozdzialiku :D Yupi!
OdpowiedzUsuńA co do ósemki, bardzo mi się podobała. W końcu jakieś ludzkie zachowanie u Sasuke ;> Aż ciepło mi się zrobiło na serduchu jak różową. Oby było więcej takich akcji!
Czekam na next'a i życzę powodzenia na sesji ;)
Pozdrawiam angelwithoutsoul