[Tsunade]
Minął już ponad tydzień odkąd Sakura zniknęła.
Nadal nic nie wiemy. Wysłałam za nią już kilka oddziałów ANBU i wysyłam
kolejne, kiedy tylko wracają z poprzednich misji. Po mojej uczennicy wciąż nie
ma ani śladu. Jak dotąd nie poznałam tożsamości dwójki shinobi, którzy
zaatakowali ją i zwabili do lasu, a co za tym idzie nie można powiązać ich
pojawienia się z porwaniem Sakury. Czasami zastanawiam się, czy aby na pewno
nie uciekła, by na własną rękę odnaleźć Uchihę… Ale gdyby faktycznie tak było
to czy nie zostawiłaby mi żadnej wiadomości? To do niej nie podobne… Fakt,
puściły jej nerwy podczas naszej ostatniej rozmowy, ale mimo to myślę, że jest
na tyle rozsądna, że poinformowałaby mnie o tym, że nic jej nie jest i mam jej
nie szukać. Skoro takiej wiadomości nie otrzymałam, zakładam, że jest w
niebezpieczeństwie. Shizune i Kakashi wspierają mnie i wspólnymi siłami
próbujemy wymyślić, co mogło się z nią stać i jak jej pomóc. Martwię się o tę
dziewczynę, jest dla mnie jak córka i nigdy bym sobie nie wybaczyła, gdyby coś
się jej stało.
Ostatnimi czasy jestem tak zdołowana, że nie mam już nawet
ochoty na sake, które Shizune - chyba w ramach współczucia - przestała mi
wykradać i wylewać. Jedyne, co zdołało na chwilę poprawić mi humor to wiadomość,
którą otrzymałam kilka dni temu od Naruto. Dzieciak cztery lata temu, po
spotkaniu z Uchihą, wyruszył na trening z Jiraiyą. W liście napisał, że wraca
„niedługo”, co w sumie niewiele mi mówi, bo to „niedługo” może równie dobrze
oznaczać pół roku jak i miesiąc. Z jednej strony się ucieszyłam, dawno go nie
widziałam i jestem ciekawa jego postępów w ninjutsu, tego jak teraz wygląda i
czy chociaż trochę zmądrzał, zajś z drugiej strony obawiam się spotkania z nim.
Nie potrafię zdecydować, czy od razu powiedzieć mu o tym, że Sakura zaginęła.
Wciąż mam nadzieję, że odnajdzie się zanim Naruto wróci do wioski. Jeśli nie,
Naruto zacznie sam jej szukać i nic go przed tym nie powstrzyma. Biedny
chłopak, najpierw stracił jednego przyjaciela z drużyny, teraz jeszcze Sakurę… Najchętniej
sama wyruszyłabym na jej poszukiwanie, ale wiadomo, że nie mogę. Jestem
ostatnio tak rozkojarzona, że nie nadaję się nawet do pracy w szpitalu, tak
samo zresztą, jak Shizune. Cholera, czemu nagle na zewnątrz zrobiło się tak
głośno? Czy ci ludzie muszą tak hałasować, nie mają nic innego do roboty!? Co
do…!? Już miałam wstać i podejść do okna, żeby zobaczyć, co się tam dzieje,
kiedy drzwi do mojego gabinetu niespodziewanie zostały otwarte bez pukania.
-
Kto śmie…!? – zaczęłam, chcąc opieprzyć nieproszonych
i niewychowanych gości, ale urwałam, widząc, kto właśnie wszedł do
pomieszczenia – N-Naruto? – zdziwiłam się.
-
No jasne, że ja, dattebayo! A któżby inny? –
blondyn szczerzył się do mnie już od progu. Jiraiya wszedł za nim.
Wyszłam zza biurka i podeszłam do nich. Blondas chyba
wreszcie wyrósł z tego ohydnego pomarańczowego dresu, który nosił jako szczyl,
bo miał na sobie nowy, który niestety też był pomarańczowy… Najwidoczniej Jiraiya okazuje się być marnym
stylistą, skoro kupił mu takie łachy.
-
Muszę przyznać, że nawet się za tobą stęskniłam,
Naruto – wyznałam, biorąc go w objęcia.
-
Heh… Ja też tęskniłem, Obaa-chan [jap.
‘babciu’] – stwierdził.
-
Ile razy… mam powtarzać,… żebyś… nie nazywał… mnie…
babcią? – wycedziłam, zacieśniając powitalny uścisk za każdym słowem.
-
Już.. nie bbę-dę tylko… pu-puść! – wydusił Uzumaki,
starając się wydostać z moich morderczych objęć i zaczerpnąć oddechu.
-
Widzę, że wyrosłeś, ale za to nic nie zmądrzałeś…
Nic, a nic – skwitowałam, wyzwalając go ze swoich objęć i poczochrałam jego
blond czuprynę.
-
Ty również nic się nie zmieniłaś, Tsunade –
zauważył Jiraiya.
-
To chyba akurat dobrze. Swoją drogą, nie
spodziewałam się was tutaj tak szybko… Ledwie parę dni temu dostałam wasz list,
a wy już tutaj.
-
Huh? Chyba coś ci się pokręciło, babuniu.
Wysłaliśmy go z miesiąc temu, jeśli nie wcześniej…
-
NIE NAZYWAJ MNIE BABUNIĄ!!! – upomniałam go po raz
kolejny - I nie, nie pomieszało mi się, Naruto; dostałam go dokładnie cztery
dni temu – oznajmiłam, sadowiąc się z powrotem w swoim fotelu.
-
Widocznie tamtejsza poczta nie jest zbyt solidną
firmą… - powiedział Jiraiya.
-
Przynajmniej babunia ma dziś miłą niespodziankę,
dattebayo! – skomentował Naruto.
-
JESZCZE RAZ NAZWIESZ MNIE BABUNIĄ…! – zaczęłam,
wygrażając mu pięścią zza biurka.
-
Aaaaaaj-aj-aj-aj-aj-aj, już nie będę, nie będę,
dattebayoooo! – obiecywał, chowając się za plecami swojego zboczonego mentora.
-
Nie bądź taka cięta, Tsunade! Powinnaś być z niego
dumna – zmienił temat mój przyjaciel z drużyny.
-
Doprawdy?
-
No dalej, Naruto, pochwal się – zachęcał go.
-
Ero-sennin pomógł mi udoskonalić moje Oiroke no
Jutsu [jap. ‘technika sex appealu’], teraz jestem w tym mistrzem! – pochwalił
się blondyn, przestając się chować przede mną.
-
Baka! – mruknął „Ero-sennin”, uderzając się otwartą
dłonią w czoło – Udało mu się opanować i ulepszyć Rasengan – wyjaśnił.
-
Naprawdę? Nie sądziłam, że ktokolwiek poza twoim
ojcem będzie się w stanie nauczyć tego jutsu – zwróciłam się do Uzumakiego.
-
Ha! Nie doceniłaś mnie, baa-chan!
-
JA CI ZARAZ DAM BABCIĘ, SMARKU! – ryknęłam,
podnosząc się z fotela z chęcią mordu wypisaną na twarzy, na co Naruto błyskawicznie
znalazł się przy drzwiach.
-
Aaaaaa, to ja może lepiej pójdę przywitać się z
Sakurcią! – wypowiedział z szybkością karabinu maszynowego i czym prędzej
ewakuował się z mojego gabinetu.
-
Naruto, zaczekaj! Sakura… - zawołałam za nim, ale
drzwi już się zamknęły, a on pomknął przez korytarz – Baka!
[Sakura]
Rankiem,
kiedy wyszłam spod prysznica, nadeszła kolej Sasuke na kąpiel.
-
Jeśli chciałaś pobić rekord najdłuższej kąpieli, to
chyba ci się udało – powiedział zgryźliwie Sasuke, mijając się ze mną w
drzwiach łazienki.
-
Bardzo śmieszne – prychnęłam – Pośpiesz się, zaraz
zrobię śniadanie.
Mimo, że zamknął już drzwi łazienki, mogłabym przysiąc,
że usłyszałam jego uniwersalne „Hn”. Udałam się na parter, do kuchni, by
przyrządzić obiecane wcześniej śniadanie. Tak jak się spodziewałam, nie
zastałam tam nikogo, więc od razu zabrałam się do gotowania. Najpierw
przyrządziłam kleik, którego Itachi nienawidził, a do jedzenia którego był przeze
mnie zmuszany ze względu na swój stan zdrowia. Potem zabrałam się za posiłek
dla reszty drużyny.
-
Znowu ugotowałaś te gluty? – usłyszałam zaspany
głos młodszego Uchihy, który dopiero wszedł do kuchni z jeszcze wilgotnymi włosami.
-
Nie gluty, tylko kleik – poprawiłam go – Zanieś to,
proszę, Itachiemu.
-
Wyrzuci mnie z pokoju jak znowu mu to przyniosę –
mruknął pod nosem.
-
Nie wyrzuci, bo nic innego do jedzenia nie
dostanie. No dalej, bo zaraz wystygnie i będzie jeszcze bardziej obrzydliwe w
smaku! – ostrzegłam.
Sasuke wziął miskę z taką miną, jakby sam musiał zjeść
jej zawartość i posłusznie udał się do pokoju brata. Wrócił po piętnastu
minutach z prawie całkowicie opróżnionym naczyniem.
-
Powiedział, że nie wie, jak taka miła dziewczyna
może gotować takie świństwa i że mam mu z tym więcej nie przychodzić –
zrelacjonował, odstawiając miskę do zlewu.
-
Cieszę się, że mu smakowało – uśmiechnęłam się
ironicznie – To wszystko dla jego zdrowia.
-
Długo jeszcze masz zamiar go karmić takimi glutami?
– zapytał Sasuke, opierając się o blat.
-
Myślę, że może od jutra zacznę mu gotować bardziej
jadalne rzeczy, nie powinno mu to już zaszkodzić… Siadaj do stołu, twoje
śniadanie już gotowe.
-
Arigatou – mruknął, siadając przy kuchennym stole,
który był prostokątny i dużo mniejszy od tego w jadalni.
Po domu rozniósł się zapach tostów francuskich z
pomidorami i świeżo parzonej herbaty, nie trzeba więc było długo czekać, aż
reszta Taki pojawiła się na parterze. Pierwszy wszedł Suigetsu, za nim Juugo i
Karin.
-
Ohayou! Mmm, co tak ładnie pachnie Sakura-chan? –
zagaił Sui, wdychając smakowitą woń – Załapiemy się jeszcze na śniadanko?
-
Pewnie, siadajcie, zaraz zrobię więcej.
-
Dziękujemy, to bardzo miłe z twojej strony,
Sakura-san – podziękował Juugo, siadając obok Sasuke.
Karin, oczywiście, nie mogła zwyczajnie usiąść jak
ludzie, musiała wykorzystać okazję, by przykleić się do Sasuke. Objęła go od
tyłu za szyję i powitała go przesłodzonym „Ohayou gozaimasu, Sasuke-kuuuun!”,
na co on zareagował krótkim i stanowczym „Odsuń się!”. Wcale nie przypaliłam
przez Karin tego tosta. Samo się przypaliło. Karin bardzo niechętnie spełniła
rozkaz Sasuke i dała mu spokój, po czym przysiadła się do Suigetsu.
-
Ej, Różowa! Mi też zrób śniadanie, skoro już robisz
– odezwała się do mnie – Tylko bez pomidorów, nie cierpię ich.
-
Ona ma imię, Karin – upomniał ją szeptem Juugo,
który chyba jako jedyny w tej drużynie był dobrze wychowany.
-
Przecież mi nie ufasz, zapomniałaś już? – przypomniałam
jej, odwracając się od kuchenki, by na nią spojrzeć – Sama sobie zrób! – warknęłam,
podając posiłek chłopakom i sama również zasiadłam do śniadania.
Karin burknęła coś pod nosem, nalała sobie herbaty z
dzbanka i wzięła jabłko z misy na stole. Sasuke ni stąd, ni zowąd przerwał
jedzenie.
-
Jutro wyruszamy do Kraju Żelaza – oznajmił,
wpatrując się nieobecnym wzrokiem w blat.
-
Huh? Po co akurat tam? – zdziwił się Sui, mówiąc z
pełnymi ustami.
-
Tam odbędzie się Szczyt Rady Kraju Ognia, będzie
tam Danzou Shimura.
-
A można wiedzieć, czym dziadyga zasłużył sobie na
śmierć z twojej ręki? – drążył temat wodny ninja. Od razu domyślił się, w jakim
celu Sasuke chciał się spotkać z Danzou mimo, że nie znał szczegółów jego
historii.
-
To on jest odpowiedzialny za wymordowanie mojego
klanu – krótko wyjaśnił Uchiha.
-
O, matko. Nie chciałbym być w jego skórze –
stwierdził Houzuki, głośno przełykając kawałek tosta.
-
Idziemy wszyscy? – zapytał Juugo – A co z twoim
bratem?
-
Idziemy tylko Karin i ja – odpowiedział.
-
Słucham!? - o mało się nie zadławiłam, Sui poklepał
mnie po plecach.
-
Ha! No i co teraz powiesz, Różowa? To mnie
Sasuke-kun zabiera ze sobą, nie ciebie – wytknęła mi Karin, pokazując mi język,
na co ja, wciąż się dławiąc, mogłam
odpowiedzieć jedynie morderczym wzrokiem.
-
Zamknij się, Karin. Nikt cię o nic nie pytał –
przyprowadził ją do porządku Sasuke, co zresztą bardzo mi i Sui’emu odpowiadało
– To oczywiste, że nie będę narażał jedynego medyka, jakiego mam – uzasadnił
swoją decyzję.
-
Hah! Widzisz, zdziro! Innymi słowy Sasuke zabiera
ciebie zamiast Sakurci, bo jak zdechniesz to nie będzie żadnej straty –
wyjaśnił Suigetsu, doprowadzając tym samym Karin do furii.
-
Mniej więcej – zgodził się Sasuke, co jeszcze
bardziej ją rozwścieczyło.
-
Zamknij paszczę, rekinia mordo! – krzyknęła,
uderzając siedzącego obok niej Suigetsu w twarz, jednak ten przewidująco, zanim
wygłosił wredny komentarz, zmienił stan skupienia swojego ciała w wodny, co
sprawiło, że w wyniku uderzenia, jego twarz dosłownie rozbryznęła się na stole.
Sasuke walnął pięścią w blat.
-
Uspokójcie się, oboje! – warknął.
-
Ale to on zaczął – Karin próbowała zwalić winę na
Suigetsu.
-
Dosyć, wynoście mi się stąd! Wszyscy!
Cała trójka, łącznie z bogu ducha winnym Juugo posłusznie
przeniosła się do jadalni, zabierając ze sobą resztki niedojedzonego posiłku.
Dobrze wiedzieli, że z poirytowanym Uchihą nie warto dyskutować. Ja jedna
zostałam razem z Sasuke.
-
Możesz mi powiedzieć dlaczego to ją zabierasz, a
nie mnie? – zaczęłam.
-
Mówiłem już, nie zaryzykuję życia mojej jedynej
medyczki.
-
Sasuke-kun, zrozum, że nie jestem już tą słabą
dziewczynką, za która mnie uważasz.
-
Nie mówię, że jesteś słaba.
-
Więc dlaczego nie pozwalasz mi iść razem z tobą? –
wypytywałam, na co on westchnął ciężko.
-
Zapomniałaś już, że jesteś potrzebna Itachiemu
tutaj?
Wiedziałam, że miał rację i nie mogłam temu zaprzeczyć.
Nikt nie zająłby się Itachim lepiej niż ja, a już na pewno nie Karin. Jednak to
nie zmieniało faktu, że chciałam iść z nim i pomóc mu w zemście. Nie miałam
zamiaru więcej dyskutować z nim na ten temat. Mogłam tylko martwić się o niego
na odległość i zazdrościć tej rudej wywłoce, że będzie tam razem z nim.
[Sasuke]
Następnego
dnia około południa, wszyscy zebraliśmy się w salonie. To było dziwne, wszyscy
chcieli się ze mną pożegnać, co najmniej tak jakbym szedł na wojnę, z której
mogłem już nie wrócić żywy. Sakura już wcześniej zdążyła wcisnąć mi do ręki
swoje własnoręcznie robione Hyourougan [pigułki, które uzupełniają chakrę i
odżywiają organizm]. Nawet Itachi doczłapał jakoś do pokoju. Podszedł do mnie
chwiejnym krokiem i objął mnie na pożegnanie.
-
Uważaj na siebie, Otouto. I nie nie doceniaj
przeciwnika – doradził.
-
Nie martw się, Nii-san. Dam sobie radę – zapewniłem
go, odwzajemniając braterski uścisk.
Gdy tylko mój brat wypuścił mnie z objęć, przyssała się
do mnie Sakura, zresztą już po raz kolejny tamtego dnia. Pewnie nadal była
zazdrosna o to, że to Karin miała iść ze mną. Wczepiła się we mnie i nie miała
zamiaru puścić.
-
Obiecaj mi, że wrócisz cały i zdrowy – zażądała.
-
Wrócę – wymamrotałem na odczepnego, a ona nadal się
do mnie tuliła – Sakura… Puścisz mnie jeszcze dzisiaj?
Kiedy w końcu przestała mnie obściskiwać, chwyciła za
przód mojej koszuli tak, że musiałem się schylić, stanęła na palcach i
pocałowała mnie w policzek. Chyba nie do końca trafiła tym pocałunkiem tam,
gdzie chciała, ale była ode mnie dużo niższa, więc trudno jej było w ogóle się
do mnie dostać. Kątem oka zauważyłem Juugo, zasłaniającego dłonią usta Karin,
która już chciała głośno wyrazić swoje oburzenie.
-
Nie psuj tej chwili – szepnął, podczas, gdy ona
bezskutecznie próbowała jednak wygłosić swój sprzeciw.
Usłyszałem również Suigetsu szepczącego do mojego brata
„Stary, żałuj, że tego nie widziałeś – pocałowała go, a on nawet na nią nie
warknął!”, na co Itachi się uśmiechnął.
-
Słyszałem, Sui! – zwróciłem się do niego - Karin! Zbieraj
się. Wychodzimy – zarządziłem, dzięki
czemu uciszyła się, a Juugo mógł ją puścić i posłusznie skierowała się do
drzwi.
-
Na razie, szefie! – pożegnał się Suigetsu.
-
Do zobaczenia, Sasuke-sama. Powodzenia – powiedział
Juugo, zamykając za nami drzwi.
Moja zemsta była blisko. Prawdziwa zemsta. Jeszcze tylko
parę dni… Szykuj się, Danzou.
***
---------------------------------------------------------------------------------------------
Sesja zdana (do czerwca jestem bezpieczna xD), koniec wolnego, więc wstawiam rozdział. Małe opóźnienie, bo coś strasznie męczyłam ten rozdział :/ Jakoś niespecjalnie jestem zadowolona z tego rozdziału, ale nic lepszego chyba nie wymyślę, a muszę ten fragment jakoś przebrnąć. Wprowadziłam narrację z punktu widzenia Tsunade, żeby nie mieszać i nie dawać znowu narracji 3.-osobowej. Kiedy będzie nowy rozdział nie mam pojęcia, na razie wychodzi na to, że gdzieś na początku kwietnia (wielkanoc = wolne), bo nie sądzę, żebym miała tyle czasu, żeby pisać w najbliższym czasie.
Jak zwykle, proszę o komentarze, choćby nawet krótkie :)
Jak zwykle, proszę o komentarze, choćby nawet krótkie :)
Super rozdział :D
OdpowiedzUsuńCzekam na next'a. Weny!
Naruto sie lekko zdziwi, biedny.
OdpowiedzUsuńBuziak byl fajny, chcialabym widziec mine Karin xd
Pozdrawiam Polly-chan
Świetne rozdział <3 Już nie mogę doczekać się następnego! :)
OdpowiedzUsuńKonnichi-wa!
OdpowiedzUsuńRozdział fajny, nie ma na co narzekać.
Ciekawi mnie reakcja Naruto, gdy się dowie o nieobecności Sakury. W sumie, do przewidzenia, ale i tak chcę to przeczytać.
Ten pocałunek... Gdyby to przerobić na anime, dodać zaczerwienienia... było by bardzo kawaii.
Biedny onii-chan z tego Itasia. Człowiek tak kocha swojego otouto, a nie mógł zobaczyć sceny, w której Sakura całuje go...
Może by tak sprawić, by Sasuke pokonał Danzõ, zdobywając kilka Sharinganów? Taka luźna propozycja.
Ja-ne!
Bardzo podoba mi się Twój blog i styl pisania :)
OdpowiedzUsuńChciałam Cię również zaprosić do siebie.
http://sasusaku-by-poetka.blogspot.com/
Serdecznie witam!
OdpowiedzUsuńZapraszam w podróż po wspomnieniach i myślach Sasuke, przekazanych wprost od Niego. Wszystkie niepowodzenia, błędy i pomysły ujawnią się, a jego serce zostanie poddane próbie.. czy warto żyć wciąż tak samo?
www.before-we-die-ss.blogspot.com
Pozdrawiam! ;)