wtorek, 14 kwietnia 2015

Rozdzial 10

[Sakura]

         Martwiłam się o Sasuke, myślałam o nim bez przerwy odkąd tylko zamknęły się za nim drzwi kryjówki. Bałam się, że go złapią, że walka z Shimurą pójdzie nie po jego myśli albo ANBU Korzenia zdążą wezwać posiłki zanim Sasuke rozprawi się z Danzou. A na domiar złego, cały czas byłam świadoma tego, że towarzyszy mu ta ruda wywłoka, która tylko czeka, żeby położyć na nim te swoje plugawe łapska. To, że Sasuke wyruszył na poszukiwanie Danzou miało jednak jedną dobrą stronę – mogłam pomyśleć o skontaktowaniu się z Konohą, póki on mnie nie kontrolował. Zanim uciekłam z wioski pokłóciłam się z Tsunade-sama i miałam z tego powodu ogromne wyrzuty sumienia. Wiedziałam, że się o mnie zamartwiała, a wcale nie miałam zamiaru robić jej na złość. Chciałam ją przeprosić, bo zachowałam się jak nieodpowiedzialna smarkula i chociaż Shishou nie powiedziałaby mi tego wprost, to z całą pewnością była na mnie zła. Napisałam więc list, ale nie miałam możliwości go wysłać, a przynajmniej tak mi się do tej pory wydawało. Byłam przekonana, że jedyną możliwością było poproszenie Sasuke o przywołanie jego jastrzębia Garudy, który zaniósłby wiadomość do Liścia. To oczywiście był absurdalny pomysł, bo Sasuke był wobec mnie stanowczo zbyt podejrzliwy, by mi na coś takiego pozwolić. Postanowiłam poprosić o poradę Juugo, który był miły i zawsze chętny do pomocy. Wyszłam przed kryjówkę i zobaczyłam, że siedzi na progu głaszcząc wiewiórkę. Usiadłam obok niego na schodku, za plecami miętosząc w dłoniach list do Hokage.

        - Coś się stało, Sakura-san? – zaniepokoił się.
        - Nie, skąd. Dlaczego miałoby się coś stać?  Po prostu wyszłam zaczerpnąć świeżego powietrza – wyjaśniłam, uśmiechając się do niego – Jak to zrobiłeś, że wiewiórka podeszła tak blisko? – zainteresowałam się.
        - Normalnie. Zwierzęta mi ufają, nie boją się do mnie podejść.
        - Jak to?
        - To taki dar. Potrafię porozumiewać się ze zwierzętami.
        - Huh? Przecież to niemożliwe, żartujesz sobie ze mnie… - zmarszczyłam brwi niedowierzając mu. Wprawdzie nie znałam jeszcze członków Taki zbyt dobrze, jednak to brzmiało zbyt abstrakcyjnie, by mogło być prawdą.
        - Wcale nie żartuję, Sakura-san. Spójrz tylko… - powiedział, wyciągając rękę przed siebie. Po kilku sekundach niebieski ptaszek usiadł na jego dłoni – Widzisz? Mogę go poprosić o jakąś przysługę.
        - Poważnie? Mógłby na przykład przesłać list? – dopytywałam się.
        - Pewnie, mógłby. Chcesz wysłać jakiś list?
        - No.. Jeśli to nie problem, to chętnie…
        - Do kogo ten list?
        - Umm… Do… - zastanawiałam się, czy powiedzieć mu prawdę, ale uznałam, że jest lojalny i nie powie o tym Sasuke – Do Hokage.
        - Do Konohy? W takim razie obawiam się, że nie mogę ci pomóc, Sakura-san…
        - Ale…? Dlaczego nie?
        - Myślę, że Sasuke-sama nie byłby zadowolony, że pomagam ci się kontaktować z Konohą…
        - Nie, Juugo, to nie tak… Muszę wysłać ten list dla dobra Sasuke. Jeśli tego nie wyślę, prędzej lub później znajdzie nas ANBU.
        - Skoro to dla jego dobra, to dlaczego to przed nim ukrywasz?
        - Bo Sasuke-kun jest jeszcze wobec mnie trochę podejrzliwy. Nie chcę, żeby nabrał jeszcze większych podejrzeń.
        - Jeśli nie masz nic do ukrycia i niczego nie knujesz to Sasuke-sama na pewno pozwoli ci go wysłać Garudą.
        - Juugo, proszę cię… Dobrze wiesz, że jeśli ty mi nie pomożesz to ten list nigdy nie dotrze do Liścia.
        - Niech będzie, ale przedtem musisz mi dać go przeczytać. Muszę się upewnić, że Sasuke-sama nie będzie miał do mnie pretensji – jego lojalność w stosunku do Sasuke była godna podziwu, ale to bynajmniej nie ułatwiało mi sprawy.
        - Proszę, czytaj – lekko poirytowana, podałam mu zgięty na cztery kawałek papieru – Nie ma tam żadnych zaszyfrowanych kodów, ani ukrytych wiadomości, nie znajdziesz nic podejrzanego.


 Droga Tsunade-sama,

        Wiem, że ostatnio zachowałam się bezczelnie. Wybacz mi proszę, nie powinnam była się tak do Ciebie odzywać.
        Zdaję sobie sprawę z tego, że pewnie bardzo się o mnie martwisz. Wiedz, że jestem cała i zdrowa, i mam się bardzo dobrze. Nie szukaj mnie, proszę, nie wysyłaj za mną ANBU. Przyłączyłam się do Sasuke. Nie obawiaj się, jestem z nim bezpieczna. Sasuke-kun dba o mnie i możesz być pewna, że przy nim nie stanie mi się krzywda.
        Mam nadzieję, że wkrótce oboje wrócimy do Konohagakure. Tymczasem przekaż, proszę, moim rodzicom, że u mnie wszystko w porządku.
        Raz jeszcze przepraszam za swoje zachowanie.

                                                               Twoja Sakura

        P.S. Sasuke-kun nie wie, że do Ciebie napisałam.
                                        


                                                      
           - W porządku, zaufam ci, Sakura-san – stwierdził po przeczytaniu treści, zwijając list w rulonik i przywiązał go do nóżki ptaka.
           - Doumo sumimasen*, Juugo! 

[ * {どうも} すみません ‘{doumo} sumimasen’ – dziękuję (za coś, co wymagało wysiłku, było kłopotem) lub przepraszam (=excuse me)]


[Tsunade]

           - Baa-chan, dlaczego mi nie powiedziałaś!? – usłyszałam głos rozdrażnionego Uzumakiego, który właśnie z hukiem otworzył na oścież drzwi mojego gabinetu.
           - O czym? – zapytałam, choć dobrze wiedziałam, co miał na myśli.
           - Nie udawaj, że nie wiesz, Baa-chan! Gdzie jest Sakura-chan? Co się z nią stało?
           - Uspokój się, Naruto! Krzykiem nic tu nie zdziałasz.
           - Uspokoję się, jak mi powiesz, gdzie jest Sakurcia! – zadeklarował, krzyżując ręce na piersi.
           - Nie wiem! Nie mam pojęcia, gdzie ona jest – przyznałam – Zadowolony?
           - Szukałaś jej? Wysłałaś kogokolwiek za nią?
           - Oczywiście, że wysłałam! Już siedem oddziałów ANBU jej szuka! – odparłam jego zarzuty.
           - I co? Do tej pory żadnych wieści? – zapytał smutno, siadając na krześle po drugiej stronie mojego biurka.
         - Żadnych… - potwierdziłam zrezygnowanym tonem.
         - Nie – pokręcił głową – Nie, tak dalej być nie będzie, dattebayo!
         - Co ty chcesz zrobić, Naruto? – zdziwiłam się.
         - Jak to, co? Sam pójdę jej szukać, dattebayo!
         - Ty chyba zwariowałeś! Nawet nie wiesz, gdzie jej szukać!
         - Masz rację, ale jest ktoś, kto może mi pomóc.
         - Kogo masz na myśli?
         - Wracając do Konohy słyszałem, że podobno Sasuke zabił swojego brata…
         - A co to ma do rzeczy? – oburzyłam się.
         - A to, że skoro dokonał tej swojej zemsty, to może przestanie w końcu być dupkiem i mi pomoże.
         - Ty chyba sam nie wierzysz w to, co mówisz, Naruto…
         - Wierzę! Sakura-chan jest tak samo jego przyjaciółką z drużyny jak i moją, nie ma bata, żeby nas olał, kiedy Sakurcia potrzebuje pomocy. A niech no tylko spróbuje się wymigiwać, już ja mu do rozumu przemówię! – odgrażał się, wymachując pięścią.
         - Wolne żarty! Nawet jeśli te plotki o śmierci Itachiego są prawdą, to młody Uchiha nie ma żadnego interesu w tym, żeby ci pomagać.
         - Jeszcze się przekonamy, kto ma rację, Babuniu – stwierdził, wstając i udał się w stronę drzwi.
         - Zaraz, dokąd to!? – zawołałam za nim.
         - Tam, gdzie ostatnio widziano Sasuke, dattebayo!
         - Zaczekaj, Naruto…
         - Tak, Babuniu?
         - Weź ze sobą Kakashiego i jeszcze kogoś – poleciłam, wiedząc z doświadczenia, że na nic się zdadzą zakazy. Uzumaki podszedł z powrotem do mnie i przytulił mnie ponad biurkiem.
         - Mówiłem ci już, że jesteś kochana, Baa-chan?
         - Tak, tak, wiem, wiem… No, idź już! Zmykaj.
         - Dzięki za wyrozumiałość, Baa-chan – rzucił jeszcze przez ramię, zanim opuścił gabinet.
         - Ganbatte**, Naruto… - mruknęłam, choć nie mógł mnie już usłyszeć. Sama nie wierzyłam w to, że jego plan się uda. I właśnie między innymi przez tego smarkacza muszę się napić sake! Nie chcę, ale po prostu muszę…

[** がんばって ‘ganbatte’ – powodzenia; dosł. ‘daj z siebie wszystko’]

[Sasuke]

         Przedostatni Sharingan. Jeszcze dwoje otwartych oczu na tej jego obleśnej ręce stworzonej z komórek Hashiramy. Jeszcze dwa razy może uniknąć śmierci, a potem stanie się śmiertelny. Dezaktywowałem Susanoo, nie byłem w stanie dłużej utrzymać tego jutsu. Musiałem zachować jeszcze trochę chakry. Dobyłem swego Kusanagi i ruszyłem w kierunku Shimury.
         - Sasuke! Co ty wyprawiasz!? – wydzierała się na mnie Karin, która dopiero niedawno przejrzała jego Izanagi i próbowała mnie instruować co do sposobu pokonania go. Nie zwracając uwagi na jej krzyki, dalej biegłem na starca. Nawet nie miał zamiaru unikać mojego ataku, był pewny siebie i siły swojej techniki.
         - Cholera jasna, Sasuke, graj na zwłokę! – dziewczyna nadal usiłowała mi doradzać.
         - No, dalej, smarkaczu! Chodź tutaj! – podjudzał mnie Danzou. Dobiegłem do niego i zatopiłem ostrze katany między jego żebrami.
         - Pospieszyłeś się, chłopcze. Tak wygląda żałosny koniec wielkiego klanu – skomentował starzec – Nie byłeś godzien, by nosić to nazwisko. Byłeś największą porażką Uchihów – dodał, a ja poczułem, jak kunai przedłużony za pomocą chakry wiatru przebija moją klatkę piersiową na wylot. Przekręcił jeszcze broń niczym śrubokręt, dodatkowo pogłębiając moją ranę i sprawiając mi niewyobrażalny ból. Kiedy chakra przebijająca moje ciało się ulotniła, padłem na kolana, upuszczając swoją katanę na ziemię. Danzou na chwilę zniknął mi z pola widzenia. Po kilku sekundach usłyszałem z daleka zduszony okrzyk Karin. Odwróciłem głowę w stronę, z której dobiegał jej głos i zobaczyłem, że Shimura stał za nią, przyciskając swoje budzące obrzydzenie przedramię do jej szyi.
        - Co teraz zrobisz, chłopcze? – zaśmiał się, zasłaniając się rudowłosą okularnicą – Czyżbyś się poddał, Uchiha?
Przycisnąłem mocno dłoń do rany i z trudem wstałem z kolan. Stojąc na trzęsących się nogach, ruszyłem chwiejnym krokiem w ich stronę.
       - Sasuke-kun! Ratuj! – błagała Karin, próbując się wyrwać z uścisku starca.
       - Spokojnie, Karin, nie ruszaj się – odezwałem się do niej, zatrzymując się kilka metrów od nich.
       - No, dalej! Na co czekasz, atakuj! – prowokował mnie Danzou – Co, boisz się, że ją skrzywdzisz? – naigrywał się – A może brakuje ci sił, dzieciaku?
Skupiłem wzrok na celu i … 
       - Sa… suke… D-dlaczego…? – wykrztusiła Karin, nim padła na ziemię, dławiąc się własną krwią.

       - J-jak!? Przecież Izanagi…! – wychrypiał Danzou, nie mogąc pojąć, dlaczego jego technika nie zadziałała. Czyżby moja wiązka raitonu chybiła? Gdybym trafił go w punkt witalny, starzec zginąłby na miejscu. Powłócząc nogami, wróciłem tam, gdzie leżał mój miecz. Podniosłem go i skierowałem się do miejsca, gdzie leżały prawie bezwładne ciała Danzou i Karin.
      - Dałeś się złapać w moje genjutsu – wyjaśniłem – Ostatnie oko zamknęło się, kiedy przebiłem cię mieczem. Teraz jesteś śmiertelny, starcze.
      - T-ty bezczel- próbował powiedzieć Shimura, po czym zwymiotował krwią na własną szatę.
      - Zdychaj – warknąłem, z całej siły wbijając katanę w jego szyję. Krew obryzgała miecz i moje ubrania. Zatoczyłem się w tył i podparłem się bronią o podłoże, kiedy znów padłem na kolana. Karin, która leżała obok spojrzała na mnie zza rozbitych przy upadku szkieł okularów.
      - Czemu? Sasu… ke… - wydukała ostatkiem sił.
      - Niepotrzebny mi ktoś, kto pozwala się użyć jako tarczy – rzuciłem, patrząc na nią z pogardą. Spojrzała na mnie, po czym zamknęła oczy… i już ich nie otworzyła. Jedną ręką uciskając wciąż obficie krwawiącą ranę, drugą sięgnąłem do kieszeni spodni. Znalazłem w niej dwie pigułki Hyourougan, które dała mi Sakura. Połknąłem obie naraz. 



[Itachi]


      W ciągu kilku dni kiedy mojego młodszego brata nie było w kryjówce, zacząłem wychodzić ze swojego pokoju i zdążyłem się już nauczyć drogi do kuchni. Tamtej nocy wyszedłem właśnie do kuchni, żeby się czegoś napić. Starałem się uważać, by nie obudzić Sakury, która od kilku nocy sypiała na kanapie, żeby nie przegapić powrotu Sasuke. Wziąłem szklankę z szafki i nalałem sobie soku z dzbanka stojącego na blacie. Odkąd pogorszył mi się wzrok, znacznie wyostrzyły się moje pozostałe zmysły, słyszałem każdy szmer i wtedy też usłyszałem dziwne szuranie. Odłożyłem naczynie i podszedłem do drzwi kuchennych, które prowadziły do tylnego wyjścia kryjówki, to stamtąd dochodził szmer. Z drugiej strony ktoś szarpnął klamkę, drzwi się gwałtownie otworzyły.
      - Nii-san…? - usłyszałem słaby, zachrypnięty głos i poczułem jak ktoś wpada mi w ramiona, uwieszając się na mnie całym swoim ciężarem.
      - Otouto, wróciłeś…
      - Hai… Zabiłem go… Zabiłem Danzou! – wychrypiał Sasuke, ze zmęczenia opierając czoło na moim ramieniu.
      - Cieszę się, że ci się to udało – powiedziałem, usiłując utrzymać brata w pozycji stojącej – Okazał się być silniejszy niż się spodziewałeś?
      - On… używał Izanagi…
      - Co? Niemożliwe, nie mógłby tego użyć! Sasuke, Izanagi to zakazane jutsu Uchihów.
      - Wiem, co to Izanagi, do cholery! Użył tego… dziesięć razy.
      - Otouto… Musiałby mieć dziesięć Sharinganów… - próbowałem mu wytłumaczyć, myśląc, że z pewnością ze zmęczenia pomylił tamtą technikę z jakąś inną.
      - Itachi… - zaczął Sasuke, zacieśniając uścisk na moich barkach – On miał oko Shisui’ego… I dziewięć innych Sharinganów… wszczepionych w ramię stworzone z komórek Hashiramy! Był taki… żałosny, … obleśny – stwierdził z obrzydzeniem.
      - Huh? Nie, nie… Musisz być wykończony, bo gadasz głupoty, Braciszku… - powiedziałem z politowaniem, gładząc go po głowie.
      - Mówię prawdę! – obruszył się, szarpiąc się w moich objęciach, przez co obydwaj się zatoczyliśmy i uderzyłem plecami o lodówkę, której zawartość głośno zabrzęczała. Pomyślałem sobie, że pewnie właśnie obudziliśmy śpiącą w salonie Sakurę. Dopiero wtedy poczułem ciepłą ciecz spływającą mi po dłoni, która spoczywała na plecach mojego brata.
      - Sasuke, ty…? Ty krwawisz!? – wystraszyłem się.

[Sakura]

     Coś mnie obudziło nad ranem. Wstałam z kanapy, rozmasowując sobie obolały kark.
      - Sasuke, ty…? Ty krwawisz!? – usłyszałam z kuchni głos Itachiego i od razu się tam skierowałam. Stanęłam w progu i kiedy zapaliłam światło, zobaczyłam obejmujących się braci. Dopiero po kilku sekundach uświadomiłam sobie, że młodszy z Uchihów ma ranę w plecach – na wylot! 
      - Sasuke-kun, jesteś ranny! Itachi, przytrzymaj go, ja idę po chłopaków! – rzuciłam i pobiegłam czym prędzej na piętro obudzić resztę Taki.
      - Juugo, Sui! Szybko! – wydzierałam się już od schodów, a kiedy dotarłam na górę, pootwierałam drzwi ich pokojów – Szybko, schodźcie na dół!
      - Mmm… Sakura-chan, jest trzecia w nocy… - wymamrotał „brutalnie” wybudzony ze snu Suigetsu – Lepiej, żeby to było coś naprawdę ważnego… - marudził, niechętnie zwlekając się z łóżka.
      - Co się dzieje, Sakura-san? – zapytał Juugo zaspanym głosem.
      - Szybko, pomóżcie mi, Sasuke-kun… - słysząc to chłopcy od razu się rozbudzili i zbiegli ze mną na dół.
      - Sasuke-sama! - Juugo wziął bezwładnego Sasuke na ręce uwalniając Itachiego od jego ciężaru i zaniósł go do jego sypialni na piętrze. Ja i Suigetsu poszliśmy za nim.
      - Postaw mnie, Juugo – burknął Sasuke. Kiedy Juugo postawił go na nogi, podeszłam do Uchihy i podparłam go, zarzucając sobie jego ramię na szyję.
      - W porządku, Sasuke-kun? – zapytałam.
      - Bywało lepiej – przyznał.
      - I co, Szefie? Co z tym dziadem? Chyba nie przegrałeś, co? – zaniepokoił się Sui, widząc marny stan Sasuke.
     - Nie, Sui… On nie żyje.
     - Sasuke-sama, a co z Karin? – upomniał się Juugo – Nie wróciła z tobą?
     - Ona… Danzou użył jej jako żywej tarczy… Umarła.
Ja i Juugo wymieniliśmy zdezorientowane spojrzenia, podczas gdy Suigetsu zareagował nader entuzjastycznie słysząc tę wiadomość.
     - Ha! Hahahahaha! Nareszcie zdechła, wiedźma jedna! – ucieszył się wodny ninja – Ej, ale chwileczkę… - chyba właśnie zaczął do niego docierać sens słów Sasuke – No bo skoro on się nią zasłonił to znaczy się… Znaczy się, że to TY ją zabiłeś!? – zdziwił się.
     - Musiałem ją poświęcić, inaczej bym przegrał… - stwierdził beznamiętnie Uchiha, jakby to było oczywistością, na co Sui głośno przełknął ślinę.
     - O jaaa… To zabrzmiało… groźnie. Nawet jak na ciebie, Sasuke – skomentował Houzuki.
     - No dobrze, chłopcy – zaczęłam, biorąc głęboki oddech – Wystarczy, zawołam was, jeśli będę jeszcze potrzebować pomocy.
Chłopcy zrozumieli aluzję i posłusznie wyszli, zamykając za sobą drzwi naszej sypialni. Popchnęłam lekko Sasuke tak, żeby usiadł na łóżku. Sięgnęłam do szafki po swoją torbę medyczną i położyłam ją na pościeli. Sasuke odchylił się do tyłu, podpierając się z tyłu rękoma o materac, a ja usiadłam mu okrakiem na kolanach. Wsunęłam dłonie pod zabrudzony krwią biały materiał i zaczęłam powoli zdejmować mu koszulę. Próbowałam to robić delikatnie, ale ubranie zdążyło poprzyczepiać się do brzegów ran, przez co Uchiha syknął z bólu.
     - Nie użyłeś tych pigułek regenerujących, które ci dawałam? – zdziwiłam się, widząc jego obrażenia.
     - Użyłem. Gdyby nie one, nie byłbym w stanie wrócić – wyznał, krzywiąc się podczas, gdy ja przemywałam jego rany. Lecząc go, uświadomiłam sobie jak silnym wojownikiem musiał okazać się członek starszyzny, skoro Sasuke wyszedł z tej walki tak poturbowany. Miał szczęście, że się nie wykrwawił zanim udało mu się wrócić do kryjówki.
     - Skończone – stwierdziłam, kiedy uporałam się z leczeniem jego ran – Byłeś bardzo dzielnym pacjentem, Sasuke-kun – uśmiechnęłam się do niego i wstałam. On jednak chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął w dół, przez co z powrotem wylądowałam u niego na kolanach.
     - Dziękuję ci, Sakura – szepnął, patrząc mi w oczy, po czym ni stąd, ni zowąd wstał. W mgnieniu oka wylądowałam na podłodze, obijając sobie tyłek mimo miękkiego puchatego dywanu, na który spadłam.

     - Sasuke-kun! – zawołałam oburzona, na co on jedynie uśmiechnął się złośliwie, udając się do łazienki, żeby wziąć ciepłą kąpiel. Chwyciłam poduszkę z łóżka i rzuciłam nią w drzwi, które dopiero co się za nim zamknęły. Czy mi się zdawało, czy Sasuke właśnie sobie ze mnie zażartował!?
***
----------------------------------------------------- 
Długo czekaliście to i rozdział dłuższy :) Wybaczcie, ale tak ssę (ssam?) jeśli chodzi o opisy walk, że postanowiłam okroić walkę z Danzou, żebyście się nie męczyli aż tak czytając to xD Następny rozdział być może się pojawi po weekendzie majowym (ale lepiej się na to nie nastawiajcie), a może dopiero w okolicach sesji, czyli gdzieś połowa/ końcówka czerwca. Proszę o komentarze, jak zwykle :)

7 komentarzy:

  1. Genialny rozdzialik :-) dopiero dziś zaczęłam czytać całość :D i właśnie skończyłam na ostatnim póki co rozdziale .. więc czekam z niecierpiwoscia na kolejny rozdział !! Kończyć w taki sposób to katorga:-( akurat jak Sasuke chciał być miły :pwrrrr kiedy next???::-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że mi przybyła nowa czytelniczka :) Obawiam się tylko, że możesz doznać lekkiego szoku po przeczytaniu takiego combo dziesięciu rozdziałów na raz, a teraz będzie się trzeba przyzwyczaić do mojego studenckiego systemu wstawiania rozdziału raz na 1-2 miesiące :( Chociaż w sumie... wakacje już tuż-tuż to może od czerwca będą częściej xD

      Usuń
  2. Yay! Świetna historia! Nie mogę się doczekać następnych rozdziałów! Cieszę się, że "ożywiłaś" Itachiego. To moja ulubiona postać i uważam, że to bardzo brzydko ze strony Kisiela, że go zabił... Przyjemnie się czyta Twojego bloga. Piszesz poprawnie, ładnie i (o chwała Ci!) nie robisz błędów ortograficznych. Nie żebym coś miała do ludzi, którzy je robią, ale według mnie powinni kogoś sobie "wynająć" do ich poprawiania zanim znajdzie się to w necie... Mam nadzieję, że ta historia będzie jeszcze trwać długo i skończy się szczęśliwie! Tak, czytam romanse historyczne, bo zawsze mają szczęśliwe zakończenie xD Błagam! Oddaj Itasiowi oczy!!! <3 No... To chyba tyle... Powodzenia w pisaniu i obyś dodawała notki jak najczęściej ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No pewnie, Itaś musi być, bo Itaś na równi z Saskiem jest moją ulubioną postacią <3 No i są razem tacy kawaii (nie w sensie yaoi xD tylko tak po bratersku).
      Miło mi, że zauważasz poprawność ortograficzną (niestety interpunkcyjną tracę odkąd się nauczyłam angielskiej ortografii, która jest inna :/), choć to w sumie normalne, skoro jestem na filologii :)

      Usuń
  3. Witam :D Masz kolejną czytelniczkę !! Również czekam na nowy rozdział :D Przed chwilą skończyłam czytać całość pod rząd... więc jestem napalona <3 XD Czekam ! Super robota :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział :D Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Proszę o więcej, błagam!!!��

    OdpowiedzUsuń