czwartek, 2 lipca 2015

Rozdział 11

[Sakura]

            Byłam właśnie w kuchni i robiłam sobie herbatę, kiedy Sasuke postanowił mi przerwać.
-          Sakura…? Potrafiłabyś zrobić dango? – pytanie, które padło tamtego ranka z ust młodszego Uchihy kompletnie zbiło mnie z tropu.
-          Huh? Przepraszam, co mówiłeś?
-          Pytałem, czy umiesz zrobić dango – powtórzył.
-          Ale, Sasuke-kun… One są tak jakby… słodkie – zasugerowałam delikatnie – A z tego, co pamiętam, ty nie lubisz słodyczy…?
-          Bo nie lubię… Za wyjątkiem dango – stwierdził wymijająco, unikając mojego wzroku – Więc?
-          No dobrze… Ile tego chcesz?
-          Dużo, jak najwięcej – słysząc taką odpowiedź, wspięłam się na palce, odgarnęłam mu włosy z twarzy i położyłam dłoń na jego czole – Co ty mi robisz?
-          Sprawdzam, czy przypadkiem nie masz gorączki… I o dziwo nie masz – stwierdziłam, marszcząc brwi – No dobrze, zrobię ci je – poddałam się, nie znajdując żadnych objawów choroby.

Usłyszawszy satysfakcjonującą go odpowiedź, Sasuke wyszedł z kuchni zostawiając mnie sam na sam z Juugo, który cały czas siedział przy stole, przysłuchując się naszej rozmowie.
-          Pomóc ci, Sakura-san? – zaproponował mi. 
-          Pewnie, jeśli masz ochotę – odparłam, uśmiechając się – Zagnieciesz ciasto? – zaoferowałam, wsypując składniki do miski.
-          Oczywiście.
Podałam mu miskę i sama zajęłam się przygotowywaniem sosu. Odwróciłam się plecami do niego, mieszając sos w garnku na kuchence. Nie odzywaliśmy się do siebie przez dobrych kilkanaście minut, każde zajęte swoją robotą. Nagle usłyszałam metaliczny brzęk naczynia o blat. Spojrzałam na niego przez ramię, by zobaczyć, co się stało.
-          Zabić… - szepnął.
-          Juugo? Co się dzieje? – zaniepokoiłam się.
-          Nieważne kogo… Zabić… ZABIĆ!!! – powtarzał jak mantrę.
Jego skóra stała się szara, białko lewego oka sczerniało, dziwne czarne znaki przypominające tatuaże pokryły jego ciało. Zachowywał się jakby wpadł w szał. Przejechał ręką po stole, strącając wszystkie przedmioty na podłogę z hałasem.
-          Zabiję cię! ZABIJĘ!!! – groził, idąc w moją stronę.
Nie miałam pojęcia, co się z nim dzieje, nie wiedziałam, czy powinnam uciekać, czy mu pomóc, czy może to miał być jakiś chory żart z jego strony.
-          Juugo, błagam cię, przestań! To przestaje być śmieszne! – prosiłam, cofając się, aż natrafiłam plecami na blat szafki.
Nie mogąc się już bardziej cofnąć, podskoczyłam siadając na blacie. Zaczęłam krzyczeć ile sił w płucach i wzywać pomocy.
-          Sakura-chan, co jest!? – zawołał Suigetsu, wbiegając do kuchni – O cholera, Juugo!
Kiedy Houzuki zorientował się w sytuacji, bez wahania rzucił się na swojego kolegę, skoczył mu na plecy i zacisnął ramiona wokół jego szyi, bezskutecznie próbując go obezwładnić.
-          SASUKEEEE, SZYBKOOO! – wydarł się wodny ninja – JUUGO ZNOWU OSZALAŁ!!!
Usłyszawszy jego wołanie, Uchiha wtargnął do pomieszczenia w mgnieniu oka.
-          Pospiesz się, Szefie! Dłużej tak nie wytrzymam! – jęczał Sui.
-          Juugo, spokój! – warknął Sasuke.

[Sasuke]
            Pod wpływem mojego genjutsu Juugo runął jak długi, lądując na podłodze między porozrzucanymi sprzętami kuchennymi. Upadając, olbrzym przygniótł swoim ciałem Suigetsu, który rozpłynął się w kałużę i w tej postaci wypełznął spod nieprzytomnego kolegi. Powrócił do ludzkiej formy i zaczął zbierać rzeczy z podłogi. Wtedy coś, co stało na kuchence wykipiało, wylewając się z garnka z charakterystycznym syczeniem.
-          Kuso, mój sos! – zaklęła Sakura i wyłączyła palnik.
Dopiero wtedy ją zauważyłem – siedziała na blacie z nogami przyciągniętymi do siebie, wydawało się, że gdyby tylko mogła, wtopiłaby się w ścianę.
-          Nic ci nie jest, Sakura? – zapytałem, podchodząc do niej z zamiarem ściągnięcia jej z blatu.
-          W porządku – mruknęła bez przekonania, obejmując mnie za szyję, nogami oplatając mnie w pasie; najwyraźniej uznała to za kolejną okazję, żeby się do mnie przykleić.
-          Nie zraniłaś go, prawda? – dopytywałem wciąż dygoczącą, wczepioną we mnie dziewczynę.
-          Nie… Nie wiedziałam czy mam się bronić, czy on tak na poważnie… Co to w ogóle było!?
-          Aktywowała się przeklęta pieczęć Orochimaru… Juugo czasami zdarza się wpaść w taki szał – wyjaśnił Houzuki, próbując podnieść nieprzytomnego rudowłosego z ziemi i posadzić go na krześle.
-          Więc to nie był pierwszy raz!? – oburzyła się Haruno.
-          Pewnie, że nie! – zaprzeczył Sui – Co gorsza, tylko Sasuke, za pomocą Sharingana, potrafi go uspokoić.
Sakura rozluźniła uścisk na mojej szyi i odchyliła się lekko, by spojrzeć mi w oczy. W końcu pozwoliła mi się postawić na ziemi.
-          Sasuke-kun, czyś ty zwariował!? – zarzuciła mi – Jesteś kompletnie nieodpowiedzialny!
-          O co ci chodzi?
-          Nawet słowem mi o tym nie wspomnieliście, a ty w dodatku zostawiłeś mnie tutaj z nimi samą na kilka dni!
-          Przecież nic się nie stało, gdy mnie było… - przypomniałem jej.
-          Ale mogło się stać! – zaczęła mnie okładać pięściami po klacie – Przecież on mógł nas wszystkich pozabijać!
-          Uspokój się, Sakura! – warknąłem, chwytając ją za nadgarstki – Faktycznie, nie pomyślałem o tym… - przyznałem jej rację, kiedy przestała się szarpać.
-          Nie mogę mu jakoś pomóc, może to da się wyleczyć? – zapytała z nadzieją w głosie, spoglądając na nieprzytomnego Juugo.
-          Nie sądzę, Sakura-chan – odezwał się Suigetsu – To chyba jest zakodowane w jego DNA…
-          Ale nic mu nie będzie? – zmartwiła się.
-          Nie – zapewniłem ją – Zaniesiemy go do jego pokoju, za parę godzin dojdzie do siebie.
-          Co się tu wyprawia? – usłyszałem zza pleców głos swojego brata, który właśnie położył mi rękę na ramieniu – Słychać was w całej kryjówce.
-          Nic takiego, Nii-san – odparłem, dotykając jego dłoni, by dać mu znać, że to moje ramię, a nie na przykład Suigetsu – Później ci wyjaśnię, chodź. Suigetsu, pomóż jej posprzątać ten bałagan, zaraz wrócę i zataszczymy Juugo do jego pokoju. A ty, Sakura, zawołaj mnie jak skończysz.
[Tsunade]
Usłyszałam zza pleców ciche stukanie w szybę. Odwróciłam się w fotelu i zobaczyłam małego niebieskiego ptaszka siedzącego na parapecie za oknem. Zignorowałam go, zakładając, że pewnie nasra na ten parapet i sobie poleci. Nic bardziej mylnego. Siedział tam dalej i dziobał w szkło tak długo, aż w końcu nie wytrzymałam i otworzyłam to cholerne okno. Dopiero wtedy zauważyłam, że ptak miał przywiązany do nóżki zwitek papieru. Odwiązałam kartkę, a on odleciał. Jakże wielkie było moje zdziwienie, kiedy rozpoznałam pismo Sakury. Usiadłam z powrotem przy biurku i przeczytałam: 



Droga Tsunade-sama,


            Wiem, że ostatnio zachowałam się bezczelnie. Wybacz mi proszę, nie powinnam była się tak do Ciebie odzywać.
            Zdaję sobie sprawę z tego, że pewnie bardzo się o mnie martwisz. Wiedz, że jestem cała i zdrowa, i mam się bardzo dobrze. Nie szukaj mnie, proszę, nie wysyłaj za mną ANBU. Przyłączyłam się do Sasuke. Nie obawiaj się, jestem z nim bezpieczna. Sasuke-kun dba o mnie i możesz być pewna, że przy nim nie stanie mi się krzywda.
            Mam nadzieję, że wkrótce oboje wrócimy do Konohagakure. Tymczasem przekaż, proszę, moim rodzicom, że u mnie wszystko w porządku.
            Raz jeszcze przepraszam za swoje zachowanie.

                                                                                               Twoja Sakura

            P.S. Sasuke-kun nie wie, że do Ciebie napisałam.

Serce waliło mi jak szalone. A więc z Sakurą wszystko w porządku, żyje. Co za ulga! Czym prędzej zawołałam Shizune.
-          Coś się stało, Tsunade-sama?
-          Owszem, czytaj – podałam jej liścik.
-          To od Sakury! – ucieszyła się, ledwie rzuciwszy okiem na jego zawartość – Myślisz, że ona ma jakiś plan? – jej mina sposępniała, kiedy przeczytała całość.
-          Jestem więcej niż pewna, że ma, Shizune. Pytanie tylko, czy ten plan ma szanse wypalić… - dodałam, wstając. 
-          Patrząc na to z drugiej strony… - zaczęła, po raz kolejny przelatując wzrokiem kolejne linijki tekstu – To on mógł jej kazać napisać ten list. Mógł go nawet sam napisać, podrabiając jej pismo za pomocą Sharingana, chociaż wtedy jego treść mogłaby brzmieć nienaturalnie.
-          Myślisz, że ta ostatnia linijka to tylko tani trik? To zdanie może równie dobrze potwierdzać jak i zaprzeczać prawdziwość tego listu… Kuso! Ten ptak, który przyniósł wiadomość też nie wyglądał mi na posłańca, nawet nie czekał na odpowiedź, ani nie miał przyczepionego pojemnika na wiadomość…
-          To może świadczyć o tym, że wysłała to w tajemnicy przed Sasuke. O ile Sasuke sam tego nie zaplanował w ten sposób – moja asystentka wywnioskowała nie więcej niż ja sama – Co masz zamiar zrobić, Tsunade-sama?
-          Zanieś ten list Shikamaru, niech sprawdzi, czy nie ma w nim jakiejś zakodowanej wiadomości – poprosiłam ją.
-          Hai!
-          Shizune, zaczekaj – zatrzymałam jednak swoją podwładną.
-          Tak, Hokage-sama?
-          I… Odwołaj wszystkie składy ANBU, które jej poszukują – wykrztusiłam w końcu, choć sama wciąż się wahałam.
-          A-ale…! Jesteś tego pewna? – zdziwiła się Shizune.
-          Którekolwiek z nich napisało ten list, jasno wynika z jego treści, że Uchiha nie ma wobec niej złych zamiarów. Poza tym… Naruto już ich szuka.
[Kakashi]
-          Niestety, Naruto. Nie ma go w Sunie, wiedziałbym, gdyby przekroczył granice mojej wioski. Czyżbyś znowu próbował sprowadzić go do Konohy? – zapytał Gaara.
-          Nie do końca. Potrzebuję jego pomocy, bo widzisz… Sakura-chan zaginęła, podobno ktoś ją porwał – wyjaśnił Uzumaki.
-          Rozumiem, więc chcesz pokonać kryminalistów z pomocą innego kryminalisty? Zawsze to jakiś plan…
-          Skoro mówisz, że go tu nie ma to i tak musimy szukać dalej…
-          Nie było go w Ame? – zdziwił się młody Kazekage.
-          A dlaczego miałby być akurat tam? – wtrąciłem się do rozmowy pomiędzy moim uczniem, a Gaarą.
-          Pewnie nie słyszeliście o morderstwie w Ame?
-          Słyszałeś o tym, Kakashi-sensei?
-          Nic mi o tym nie wiadomo – odparłem.
-          Niedługo po Szczycie Rady Kraju Ognia członek starszyzny waszej wioski został zamordowany właśnie w Amegakure. Krążą plotki, że to sprawka Sasuke. Myślę, że warto to sprawdzić.
-          To może być dobry trop, dattebayo. Kakashi-sensei, kim był ten ktoś kogo zamordowano?
-          O ile się orientuję, to Danzou wybrał się na ten Szczyt – powiedziałem.
-          Danzou? To znaczy się kto, dattebayo? Nie kojarzę gościa… - przyznał Naruto, charakterystycznie drapiąc się po głowie.
-          To ten, dla którego pracował Sai zanim dołączył do naszej drużyny – przypomniałem Uzumakiemu.
-          Ah, to ten dziadek! Ej, ale po co Sasuke miałby go zabijać, dattebayo?
-          Naruto… Być może na razie nie rozumiesz dlaczego, ale uwierz mi, że Sasuke miał ku temu poważne powody… - stwierdziłem – To by też znaczyło, że plotki się potwierdziły i Sasuke zabił swojego brata.
Jeśli Sasuke zamordował Danzou, musiał poznać prawdę o swoim klanie. Ta prawda nie ukoi jego żądzy zemsty, Itachi nie bez powodu nie chciał, żeby jego brat się o tym kiedykolwiek dowiedział. Zapewne Shimura był pierwszą z wielu ofiar na jego liście, a obawiam się, że Sasuke nie poprzestanie na jednym zabójstwie. Znając jego determinację, wkrótce znajdzie pozostałą dwójkę ze starszyzny, pozostaje tylko mieć nadzieję, że w razie ataku nikt poza nimi nie ucierpi. Bo gdyby wpadł na pomysł zaatakowania Konohy… to Naruto z pewnością nie byłby jeszcze w stanie go pokonać.
[Sasuke]
-          Co to takiego, Braciszku? Czy mi się wydaje, czy… czuję dango?
-          To tak dla odmiany po tych glutach, którymi faszerowała cię Sakura – stwierdziłem, siadając po turecku obok mojego brata na jego łóżku.
-          Rozpieszczasz mnie, Sasuke, a to ja powinienem rozpieszczać ciebie… - zauważył Itachi, kładąc mi głowę na ramieniu.
-          Nii-san, chyba obaj jesteśmy już trochę za starzy na rozpieszczanie, nie sądzisz? – zapytałem, biorąc z talerza patyczek z trzema kolorowymi kulkami i zanurzyłem je w słodkim sosie.
-          Możesz być dorosły, Sasuke, ale dla mnie zawsze będziesz moim małym Otouto – zapewnił mnie, po czym zjadł dango, które mu podałem.
-          To pewnie dlatego, że zapamiętałeś mnie jako dziecko…
-          Uhm… To prawda, chciałbym móc cię zobaczyć, ciekaw jestem jak teraz wyglądasz – przyznał i otworzył usta, czekając na kolejną słodką kuleczkę – Założę się, że mój mały Otouto wyrósł na przystojniaka, pewnie dziewczyny za tobą latają, co? – droczył się ze mną, ciągle jeszcze przeżuwając jedzenie.
-          Nie gadaj jak jesz – burknąłem, pakując mu do buzi następną porcję jego ulubionych słodyczy, żeby się przymknął.
-          Kawaii! – obaj usłyszeliśmy piskliwy głos zza, jak się właśnie okazało, lekko uchylonych drzwi.
Itachi wyglądał idiotycznie siedząc z otwartymi ustami w oczekiwaniu na czwartą już kulkę, której nie dostał, bo moja ręka zastygła w powietrzu.
-          S-Sakura!? – zdziwiłem się, a Itachi aż się wyprostował.
-          Wybaczcie, chłopcy, ja tylko… szłam, żeby jak co dzień zająć się leczeniem oczu Itachiego, no i kiedy was zauważyłam to po prostu nie mogłam się powstrzymać… - przyznała, wchodząc nieśmiało do środka – Wiesz, Sasuke-kun, gdybyś mi powiedział, że te dango miały być dla Itachiego, to i tak bym je zrobiła…
-          Ooh… Mój kochany Braciszek usilnie stara się ukryć to, że potrafi być miły, ne, Otouto? – drażnił mnie mój brat, zarzucając mi ramię na szyję i pocałował mnie w policzek, żeby jeszcze bardziej mnie pogrążyć.
-          Spadaj, Itachi! – warknąłem, szarpiąc go za związane w kucyk włosy i wytarłem policzek rękawem.
-          Auć! – jęknął - Czyżbyś się wstydził własnego brata, huh? Ktoś tu się chyba zarumienił… – dodał, czochrając mnie po włosach.
-          Wcale się nie rumienię! Zresztą, skąd możesz to wiedzieć, skoro nie widzisz? – wytknąłem mu, mając ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu.
-          Nie muszę widzieć, żeby się tego domyślić, poza tym… Jestem pewien, że teraz Sakura uważa cię za jeszcze bardziej ‘kawaii’.
-          Hn. Urusai*, Itachi!
-          Mój głupiutki Otouto, już nic nie mówię – obiecał, pukając mnie w czoło.
-          Naprawdę jesteście słodcy razem – Sakura potwierdziła moje najgorsze obawy, przypatrując się nam maślanymi oczyma.
-          Sakura, jeśli ktokolwiek kiedykolwiek dowie się o tym, co tu widziałaś… - zacząłem, obdarzając ją jednym ze swoich najgroźniejszych spojrzeń.
Na jej twarzy pojawił się złowrogi chytry uśmieszek, który nie mógł wróżyć nic dobrego.

*うるさい [urusai] – dosłownie ‘głośny’, często używane też jako ‘zamknij się!’ .


 ----------------------------------------------------------

No, nareszcie się skończyła sesja, teoretycznie mam już spokój i aż 3 miesiące na spokojne pisanie :3 Jakoś tak mnie naszło na takie sweetaśne wstawki, no cóż xD Mam nadzieję, że nie będziecie rzygać tęczą po tym rozdziale :D 

W ogóle, czo te czcionki na blogu odwalają manianę, nie umiem tego naprawić >.<"
P.S. Swoją drogą dzisiejszy [ostatni] rozdział Gaidena mnie po prostu rozwalił, moje serce fanki SasuSaku o mało nie wyskoczyło <3 

3 komentarze:

  1. bardzo fajny rozdział końcówka najlepsza ;]
    nie mogę się doczekać następnego rozdziału
    życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo spodobał mi się ten blog i wciągnął mnie. Z przyjemnością czyta się rozdziały - które są niestety krótkie, jak dla mnie i teraz, gdy muszę czekać na kolejny, czuję niesamowity niedosyt.
    Czekam na następny rozdział i życzę mnóstwa weny.
    Pozdrawiam! :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Kaaaawwwwaaaaaiii! Faktycznie tu cukierkowo, ale nie przeszkadza mi to jeśli dotyczy to relacji Itachi x Sasuke ;3
    Rozdział bardzo mi się podobał, czekam z niecierpliwością co będzie dalej. Może jak masz teraz tak dużo czasu, to i notka będzie dłuższa ^^
    Moje serce zareagowało tak samo. W ogóle podobał mi się Gaiden, bo skupiał się na rodzince Uchiha :D Choć te cebulaki były żałosne -.-'
    Weny życzę i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń