niedziela, 26 lipca 2015

Rozdzial 12

[Sasuke]
-          Sasuke-kun…? Sasuke-kun, obudź się… - doszedł mnie głos Haruno.
Wcale nie miałem jeszcze ochoty wstawać, ale różowe kosmyki jej włosów właziły mi do oczu i nieprzyjemnie smyrały mnie po twarzy, kiedy się nade mną pochylała. Niechętnie otworzyłem więc jedno oko i pospiesznie odgarnąłem jej włosy za ucho zanim otworzyłem drugie.
-          No nareszcie – ucieszyła się i uśmiechnęła się do mnie – Już myślałam, że cię dzisiaj nie dobudzę…
Przerażają mnie ludzie, którzy potrafią się uśmiechać przed dziesiątą rano. I z czego ona się tak cieszyła?
-          Co jest? – burknąłem niezadowolony, że miała czelność zafundować mi tak wczesną pobudkę.
Głos miałem z rana tak zachrypnięty, że brzmiałem gorzej niż Itachi, a właściwie to prawie jak mumia przemawiająca z zaświatów. Na zewnątrz było jeszcze ciemnawo, choć nie byłem pewien, czy powinienem to przypisać ponurej aurze panującej w Ukrytej Mgle, czy też wczesnej porze.
-          Czy ty musisz być od razu taki naburmuszony od samego rana? – mruknęła Sakura, gładząc mnie po policzku – Juugo chciał ci powiedzieć coś ważnego…
No tak, Juugo. On akurat był rannym ptaszkiem, jeśli można takim eufemizmem nazwać świra, który kładzie się spać o zmierzchu, a wstaje przed trzecią nad ranem tylko po to, żeby posłuchać śpiewu ptaków. I nikt mi nie wmówi, że to jest normalne. Zresztą, czy oprócz mnie ktokolwiek w Tace jest normalny?

-          Ohayou, Sasuke-sama – przywitał się ze mną, przykucnąwszy obok mojego łóżka – Wybacz, że tak wcześnie, ale myślę, że to naprawdę ważne…
-          To mów szybko i spadaj… - warknąłem zaspany.
-          Sasuke-kun! – syknęła Sakura i dostałem z łokcia między żebra.
Sam Juugo wcale się nie przejmował moim tonem. Nigdy nie czuł się specjalnie wyróżniony, bo w zasadzie dla wszystkich byłem tak samo wredny. 
-          Okoliczne zwierzęta wyczuwają bardzo silną i złowrogą chakrę zbliżającą się do nas…
-          No i?
-          Wprawdzie nie mam takich zdolności jak Karin i nie mogę być tego całkowicie pewien, ale wydaje mi się, że to może być… Kyuubi.
Wtedy dopiero się rozbudziłem. Gwałtownie dźwignąłem się do pozycji siedzącej, przy okazji niechcący trącając  ramieniem siedzącą blisko mnie Sakurę.
-          Kyuubi!? – zdziwiliśmy się obydwoje i wymieniliśmy zdumione spojrzenia.
-          Skąd idzie? – zapytałem.
-          Z południowego zachodu. Jest z nim jeszcze kilka osób, jeśli utrzymają obecne tempo będą tutaj za jakieś kilka godzin.
-          Nie mamy zbyt dużo czasu – zauważyłem – Dzięki, Juugo. Możesz wracać do siebie.
-          Hai, Sasuke-sama.
Świetnie, po prostu świetnie! Akurat Naruto był mi w tym momencie najbardziej potrzebny! Kiedy drzwi sypialni zamknęły się za Juugo, spojrzałem w soczyście zielone oczy Haruno i ogarnęła mnie złość, kiedy uświadomiłem sobie, że przecież zostawiłem ją tu praktycznie bez nadzoru na kilka dni, kiedy wyruszyłem po Danzou. Byłem przekonany, że prędzej czy później będę miał przez tę dziewczynę kłopoty i najwidoczniej się nie pomyliłem. Chwyciłem ją za ramię i cisnąłem nią na materac trochę mocniej niż zamierzałem.
-          Kontaktowałaś się z Konohą, kiedy mnie nie było? – zapytałem ostro.
-          Auu! Proszę cię, puść! – jęknęła zaskoczona moim zachowaniem.
Drugą ręką chwyciłem ją za podbródek, zmuszając ją tym samym, żeby patrzyła prosto na mnie.
-          Miałaś z tym coś wspólnego czy nie!?
-          Nie! – zawołała, próbując się oswobodzić – Sasuke-kun... To boli, puść.
-          Więc niby skąd ten matoł wie, gdzie cię szukać?
To było oczywiste, że Naruto chciał odzyskać Sakurę. Pytanie tylko dlaczego od razu podejrzewał mnie, skoro nie zostawiłem żadnych śladów swojej obecności w Konohagakure.
-          Nie mam pojęcia! Nawet nie było go wiosce kiedy mnie stamtąd zabierałeś. Puszczaj! – szarpała się ze mną.
-          A gdzie był?
-          Nie wiem dokładnie… Od czterech lat był na treningu z Jiraiyą, pewnie dopiero co wrócił…
Już miałem ją puścić, kiedy przypomniał mi się pewien szczegół.
-          Pamiętasz tamtą kartkę, którą ci zostawiłem wtedy przy łóżku? – zapytałem, na co ona potaknęła – Chyba nie zostawiłaś jej na wierzchu!?
-          Za kogo ty mnie masz, Sasuke-kun!? – wydarła się na mnie – Nie jestem głupia! Naprawdę nie mam zielonego pojęcia jak to się stało, że nas znaleźli…
W końcu zdecydowałem się ją puścić, ale nadal pozostawałem w tej samej pozycji, co wcześniej. Chyba nieco przesadziłem, bo zrobiły jej się sińce.
-          Kuso! Nie wiem co mam robić – przyznałem, patrząc na nią z góry.
-          Cokolwiek postanowisz, nie wdawaj się w walkę – poradziła mi, rozmasowując sobie rękę.
-          Niby jak inaczej mam to załatwić? Będą chcieli cię zabrać ze sobą, Naruto tak łatwo się nie odczepi.
-          Nie chcę, żebyście o mnie walczyli – wyjaśniła, rumieniąc się – Poza tym bez przesady, to tylko Naruto, zawsze można go przegadać…
-          Co masz na myśli? – zmarszczyłem brwi, nie do końca domyślając się o co jej chodzi.
-          Mówiąc ‘przegadać’ mam na myśli dosłowne przegadanie go, Sasuke-kun… Ale do tego będę ci potrzebna ja.
-          Nie wiem czy chcę, żebyś tam ze mną szła. Nie podoba mi się ten pomysł.
-          Akurat to jest jedyny dobry pomysł. Mógłbyś mi choć raz zaufać, Sasuke-kun!
-          Jaką mam pewność, że mnie nie zdradzisz? – nie potrafiłem jej w pełni zaufać, w moim przekonaniu, w każdej chwili mogła wbić mi nóż w plecy.
-          Po co miałabym to robić, Sasuke-kun? Wiesz, że możesz na mnie polegać – zapewniła i przeczesała mi palcami włosy.
-          Niech ci będzie, wyjdziemy im naprzeciw – poddałem się – Ale jeśli mnie zdradzisz…
-          Nigdy w życiu! Nawet tak nie myśl, Sasuke-kun! – żachnęła się – Jesteśmy drużyną, a w drużynie nikt nikogo nie wystawia. Zostaw to mi! Zajmę się Naruto, a jeśli mi się uda, to Konoha nie będzie nam już więcej zawracać głowy.
O niczym innym wtedy nie marzyłem. Posiadanie najlepszej medyczki Konohy miało swoje minusy, a ciągłe uważanie na to, żeby nikt nas nie odnalazł niewątpliwie było jednym z nich.
*
            Parę godzin później znajdowaliśmy się w gęstym, wilgotnym i zamglonym lesie Kirigakure, stojąc we dwoje na gałęzi wysokiego drzewa. Czekaliśmy na nadchodzących Naruto, Kakashiego i tego trzeciego. W gęstej jak mleko mgle poniżej nas nie było nic widać, ale wyczuwaliśmy ich energię. 
-          Zbliżają się – oznajmiłem, na co Sakura wzięła mnie za rękę.
-          Uda nam się, Sasuke-kun – zapewniła, starając się dodać nam obojgu otuchy.
-          Pójdę przodem, a ty staraj się trzymać blisko mnie. I przede wszystkim, nie daj się złapać – ścisnąłem mocniej jej dłoń.
Kiedy byli kilkanaście metrów od nas i nie musiałem już ukrywać mojej chakry, zeskoczyłem z drzewa, pozostawiając Sakurę samą w ukryciu.
 

[Sakura]
-          Hisashiburi da ne*, Naruto… Czyżbyś kogoś szukał? – Sasuke zawołał w ich stronę i wyszedł im na spotkanie.
W duchu modliłam się, żeby się okazało, że mój list nie doszedł na czas. Płonne nadzieje – w takim przypadku skąd wiedzieliby gdzie jestem? Gdyby jednak dotarł, ale Tsunade-sama i Naruto zignorowali moją prośbę by mnie nie szukać to… jeśli Naruto wspomni o tym liście przy Sasuke, to nawet nie chcę sobie wyobrażać, w jaki sposób Uchiha się ze mną rozprawi.
-          Sasuke! – krzyknął blondyn, biegnąc wraz z resztą drużyny w kierunku Uchihy – Potrzebujemy twojej pomocy! – wyjaśnił, zatrzymując się kilka metrów od niego.
-          I nie będzie żadnego kazania o tym, że sprowadzasz mnie z powrotem do wioski? Żadnej walki? – zadrwił Sasuke, nieco zaskoczony tym, co usłyszał.
Sama zastanawiałam się, o jaką pomoc może chodzić. Chyba nie myślą, że Sasuke-kun tak zwyczajnie odda mnie w ich ręce dobrowolnie?
-          Mamy poważniejsze sprawy na głowie, Sasuke, to nie czas na czcze pojedynki – stwierdził Kakashi-sensei.
-          Słuchaj, jakieś bandziory porwały Sakurcię, musisz nam pomóc ją odbić, dattebayo! – słysząc swoje imię z ust Naruto, przestałam tłumić swoją chakrę, również zeskoczyłam na ziemię i wylądowałam tuż za plecami Uchihy.
Prawdę mówiąc takiego obrotu spraw ani ja, ani Sasuke się nie spodziewaliśmy; zakładaliśmy raczej, że Naruto już wie, że trzymamy się razem. Nie wpadłoby mi do głowy, że wybrali się tutaj nie mając bladego pojęcia o tym, że przyłączyłam się do Hebi.
-          Więc szukacie Sakury, huh? Jak widać głupi zawsze ma szczęście… Ne, Sakura? – skomentował Sasuke, odwracając się, by na mnie spojrzeć.
-          Sakura!? – Sai, Kakashi i Naruto byli w szoku na mój widok.
-          Sasuke-temee! Więc to ty ją porwałeś!? – warknął Uzumaki, jakby chcąc się rzucić na przyjaciela, ale Hatake w porę go przytrzymał.
-          Nie do końca, Młotku.
-          Ja sama zgodziłam się do niego dołączyć – wyznałam, stając u boku Uchihy.
-          Sakura-chan…
-          Niepotrzebnie się o mnie martwiłeś, Naruto. Widzisz? Jestem cała i zdrowa – starałam się go przekonać, ale on jakby puścił to mimo uszu, dalej obwiniając Sasuke.
-          Czego od niej chcesz, Sasuke!?
-          Nie twoja sprawa, Głąbie.
-          Nie moja!? Tak się akurat składa, że Sakura-chan jest moją przyjaciółką i…
-          … i nic złego jej się nie stało – wtrącił mu się w zdanie Sasuke.
-          Słuchaj no, Sasuke. Nie wiem, co knujesz, ale nie wciągaj w to Sakury. Jeśli chcesz sobie napytać biedy, proszę bardzo, ale rób to na własną odpowiedzialność – powiedział Kopiujący Ninja.
-          Sasuke-kun niczego nie kombinuje – wystąpiłam w jego obronie – Potrzebuje tylko zaufanego medyka, to wszystko.
-          Zaufanego medyka, huh? Żeby leczył go pomiędzy jednym morderstwem, a drugim? – nie skomentowałam słów sensei’a, choć częściowo były prawdą – Itachi, Danzou… powiedz, kto jest następny w kolejce, Sasuke? Jak nisko jeszcze upadniesz? – zwrócił się do niego Kakashi.
Wprawdzie ilość ofiar się zgadzała, ale to nie Itachi był martwy, a Karin.
-          Sądzisz, że ci to wyjawię, Kakashi? Twoje kazania nie robią na mnie wrażenia.
-          Sakura, wiesz, że jeśli teraz z nami nie wrócisz to Hokage będzie zmuszona wpisać cię na listę nukeninów? – zamaskowany jounin tym razem próbował ze mną, uprzedzając mnie o konsekwencjach mojego postępowania.-          Hai, Kakashi-sensei, zdaję sobie z tego sprawę. Ale Sasuke-kun jest moim przyjacielem tak samo jak Naruto i nie mogę go zawieść, kiedy mnie potrzebuje.
-          Kuso, Temee, oddawaj nam Sakurcię, dattebayo! – zdenerwował się blondyn, tupiąc nogami, zupełnie jak dziecko, któremu mama nie chce kupić nowej zabawki.
Wtedy Sasuke położył mi dłoń na plecach i popchnął mnie lekko do przodu. Tego nikt się bynajmniej nie spodziewał, łącznie ze mną.
-          Proszę bardzo. Możesz iść z nimi jeśli chcesz, Sakura – zaoferował – Nie będę cię zatrzymywał.
-          Sasuke-kun…! Co ty wyprawiasz!? – wystraszyłam się.
Mimo gęstej mgły zauważyłam, że Naruto już wyciągał do mnie ręce, jakby chciał mnie „przeciągnąć” na ich stronę. Ale ja nie miałam najmniejszego zamiaru do nich dołączyć. Spanikowana tą nagłą nieplanowaną zagrywką zaczęłam się niezdarnie cofać, aż wpadłam na Sasuke, który mnie przytrzymał, żebym się nie potknęła.
-          Nie… - pokręciłam głową – Wybacz mi, Naruto… Ja… wiem, że przebyliście szmat drogi, żeby mnie odnaleźć, ale…  - zaczęłam się tłumaczyć  drżącym głosem, choć o dziwo nie zbierało mi się jeszcze na płacz – Ja naprawdę nie mogę z wami wrócić do Konohy, przepraszam…
Z jednej strony czułam się trochę winna, zaś z drugiej… Nie robiłam przecież nic złego! Nikomu nie zaszkodziłam, wręcz przeciwnie – leczyłam przecież Itachiego. No dobrze, może pomińmy Danzou, jemu akurat specjalnie nie pomogłam… W tej chwili Sai , który do tej pory biernie przysłuchiwał się naszej rozmowie, wyjął miecz i mierząc w Sasuke, oskarżył go:
-          Przyznaj się, Traitor-kun**, potraktowałeś Brzydulę genjutsu, czyż nie?
-          Najwyraźniej nie wiesz nic o Sakurze, Szpiegu – wycedził Sasuke, chwytając niecierpliwie za rękojeść katany.
Poznałam po tonie jego głosu, że faktycznie był bliski zaatakowania Sai’a. Wziął głęboki oddech, tak jak zwykł to robić, kiedy ktoś działał mu na nerwy. Dotknęłam jego dłoni.
-          Nie rób tego, Sasuke-kun, tylko ściągniesz na nas kłopoty! – szepnęłam do niego, a on puścił broń, wciąż jednak posyłając mordercze spojrzenia byłemu słudze Shimury.
-          Coś mi mówi, że chyba będę tego żałował, ale… - zaczął Naruto, zacisnąwszy pięści, a Sai i Kakashi-sensei przyglądali mu się z uwagą – … zaufam wam. Nie mam zamiaru z wami walczyć…
-          My też nie – zapewnił Sasuke, przenosząc wzrok na przyjaciela.
-          Nie zmuszę cię do powrotu, ale wiedz, że wszyscy w wiosce na ciebie czekamy, Sakura-chan. Ciebie też się to tyczy, Temee! – oznajmił, celując w niego palcem wskazującym – Sakura-chan… czy jeśli teraz pozwolę ci odejść…?
-          Wrócę. Kiedyś na pewno… oboje wrócimy – poprawiłam się – Obiecuję!
-          Sasuke-temee, jeśli Sakurci spadnie choćby włos z głowy…!
-          Nie masz się co martwić, Młocie. Zaopiekuję się nią – nie ukrywam, że było mi niezmiernie miło usłyszeć takie słowa właśnie z ust Sasuke, choć byłam świadoma, że powiedział to tylko i wyłącznie po to, by spławić ostatniego członka drużyny siódmej.
W tym momencie zrobiłam coś bardzo głupiego i kompletnie nieprzemyślanego. Podbiegłam do blondyna i objęłam go. Sasuke zdębiał, Naruto zresztą też. Nawet nie przyszło mi na myśl, że Uzumaki mógłby mnie wtedy z łatwością złapać, obezwładnić i siłą zabrać do wioski. Na całe szczęście, on też na to nie wpadł – w takich momentach cieszyłam się, że nigdy nie był zbyt bystry.
-          Dokończę to, co zacząłeś, sprowadzę Sasuke do Konohy – wyszeptałam mu do ucha, uściskawszy go mocno – Pozdrówcie wszystkich ode mnie. Będę za wami tęsknić – powiedziałam, tym razem już na głos, i czym prędzej wróciłam do Sasuke.
Naruto energicznie potarł oczy rękawem swojego pomarańczowego dresu, aż zaczerwieniła mu się skóra na twarzy, po czym uśmiechnął się szeroko, chociaż wyglądał bardziej jakby chciało mu się płakać. Ja postanowiłam, że się nie rozbeczę, nie przed Sasuke, chociaż Naruto, świadomie lub nie, robił wszystko, żeby mi pokrzyżować plany.
-          Naprawdę masz zamiar się poddać bez walki? – Sai zapytał go z niedowierzaniem.  
-          Nie da się uratować kogoś, kto nie chce być ratowany, dattebayo – to było chyba najmądrzejsze zdanie, jakie kiedykolwiek zdarzyło się Uzumakiemu wymyślić.  
-          Zastanów się jeszcze, Naruto – poradził mu Hatake.
-          Sakura-chan jest bezpieczna, tylko tyle jest mi do szczęścia potrzebne. Podjęła decyzję, sami widzieliśmy. No chyba, że zmieniłaś zdanie, Sakura-chan?
Potrząsnęłam głową w odpowiedzi i odruchowo uczepiłam się ramienia Sasuke. Gdybym się wtedy odezwała mój głos prawdopodobnie mógłby zacząć się załamywać, a tego nie chciałam.
-          W takim razie, panowie, odwrót! Żegnajcie, Sasuke, Sakura-chan…
Kakashi i Sai nie wyglądali na chętnych do powrotu, ale zapewne to właśnie Naruto ich tu zaciągnął i skoro on sam dał za wygraną, oni też nie mieli już nic więcej do dodania.
-          Do zobaczenia, Naruto… - mruknęłam cicho, patrząc jak odchodzą.
Ledwie się odwrócił, a mi już go brakowało… No cóż, coś za coś, przynajmniej nadal miałam do dyspozycji Uchihę.
-          Dobra robota, Sakura – pochwalił mnie Sasuke i zaczęliśmy powoli zmierzać w kierunku naszej kryjówki – Nie sądziłem, że naprawdę uda ci się spławić go gadaniem. Myślałem, że nie obejdzie się bez walki.
-          A nie mówiłam, że możesz na mnie polegać?
-          Ale za to porządnie mnie wkurzyłaś podchodząc do Naruto – wytknął mi – Co ty sobie w ogóle myślałaś!? Mogli cię schwytać!
-          Ale nie schwytali! No dobra, wieeem… To było trochę… głupie – zgodziłam się niechętnie.
-          Trochę bardzo – burknął Uchiha – Czasami jesteś naprawdę bezmyślna…
-          Sam nie jesteś lepszy! – odparłam – Niby dlaczego pozwoliłeś mi odejść, huh?
-          Przecież oboje dobrze wiemy, że byś mnie nie zostawiła… - stwierdził takim tonem, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Może faktycznie to było oczywiste?
-          A gdybym tak jednak poszła z nimi, to co?
-          To nieźle bym się zdziwił.
-          Oh, jesteś beznadziejny, Sasuke-kuuun… - jęknęłam.
-          UGHH! SAI, PRZESTAŃ JUŻ Z TYMI PENISAMI, DATTEBAYOOOOO!!! – głos poirytowanego Naruto dochodzący z oddali przerwał nasze przekomarzania. Sasuke spojrzał na mnie zdezorientowany.
-          Ehh, no wiesz… Sai potrafi być naprawdę dziwny – stwierdziłam zakłopotana.
Myślę, że Sasuke-kun obejdzie się bez informacji na temat obsesji Sai’a na punkcie męskich narządów płciowych… Jakoś nie miałam ochoty na wyjaśnianie mu, skąd się wzięły nasze „ulubione” ksywki i jaką ma Naruto.

[Naruto]
-          Nie żałujesz, że dałeś jej zostać, Naruto? – zapytał mnie Kakashi-sensei.
-          Nie, wcale a wcale – odpowiedziałem – Nie udało mi się spełnić obietnicy, którą złożyłem Sakurce, ale może teraz jej samej uda się sprowadzić Sasuke do domu…
No dobra, może trochę jednak żałowałem… Ale wiedziałem, jakie to ważne dla Sakurci, żeby mogła spróbować swoich sił. Pewnie znudziło jej się bezczynne czekanie aż dotrzymam swojej obietnicy i chciała wziąć sprawy we własne ręce, i nie mam jej tego za złe. Może ona da sobie radę z tym draniem, dattebayo!
-          Na twoim miejscu nie byłbym taki pewny zostawiając ją w rękach Sasuke – zaniepokoił się sensei – Wiem, że to wasz przyjaciel, ale to nie zmienia faktu, że może być niebezpieczny… To już nie jest ten sam chłopak, co kiedyś – dodał ze smutkiem.
 -          Nie mów tak, sensei! Powiedział, że się nią zaopiekuje i ja mu wierzę, dattebayo! Poza tym… w razie czego Sakura-chan umie się obronić, co nie, Sai?
-          Ah tak! Do tej pory pamiętam to uderzenie, kiedy po raz pierwszy nazwałem ją Brzydulą – przypomniał sobie Sai z tym swoim sztucznym uśmiechem przyklejonym do mordy – Chociaż nie sądzę, żeby była w stanie uderzyć Sasuke… Czy mi się wydaje, czy Brzydula się w nim kocha?
I pomyśleć, że to mnie ludzie uważają za głupka, dattebayo!  
-          Brawo, Sherlocku… - zakpił Kakashi – Kiedy to zauważyłeś?
-          Dziś. Prawdę mówiąc… nie dziwię się, że to w nim się zakochała – stwierdził, szczerząc się jeszcze bardziej sztucznie i wkurzająco niż zwykle, o ile to w ogóle możliwe – Traitor-kun z pewnością ma dużego penisa, nie to co ty… Mały Fiutku. 
Co ten zbok powiedział, dattebayo!? Że niby jak mnie nazwał!?
-          UGHH! SAI, PRZESTAŃ JUŻ Z TYMI PENISAMI, DATTEBAYOOOO!!! – wydarłem się na cały głos.

                           < -- **__--***--__**-- >
[*  ひさしぶり だね  ‘hisashiburi da ne’ – dawno się nie widzieliśmy, co nie? ; kopę lat! ; {ang. Long time no see} ]
[**   Traitor-kun – wybaczcie mi tę angielską pisownię, ale japońska jest strasznie długaśna {うらぎりものくん  - ‘uragirimono-kun’}, a po polsku by się chyba musiało odmieniać no i brzmiało dziwnie – ‘Zdrajco-kunie’ ? xD  Już się staram unikać używania ‘Sasuke-kun’ jeśli trzeba by to odmienić, więc usiłowałam zachować jakąś konsekwencję, a resztę ksywek zostawiłam po polsku - dla ciekawskich dodam, że Brzydula {ang. Ugly} to po japońsku ブス ‘busu’; niestety nie umiałam znaleźć japońskiego odpowiednika tego, co na angielski przetłumaczyli jako ‘Dickless’, a po polsku też ciężko coś na to znaleźć {‘bezkutaśny’? ‘bezchujny’? ‘pozbawiony wacka’? xD}, więc Naruciak został przeze mnie mianowany ‘Małym Fiutkiem’ =D Co najśmieszniejsze, Word z uporem maniaka poprawiał mi ‘Traitor-kun’ na ‘Traktor-kun’ xD Pszypadeg, nie sondze.  ]

                           < -- **__--***--__**-- >

-----------------------------------------------------------------------

   Dobra, miałam jeszcze dać jedną scenkę, ale jeszcze musiałabym ją milion razy przemyśleć i przerobić, więc wrzucam tyle ile mam, bo i tak się już zawsze tyle naczekacie przeze mnie T^T
No nie powiem, kino akcji to to nie jest ten mój fanfic, raczej coś w stylu "33 sceny z życia" - serio, mogłabym tak nazwać to opowiadanie, jakby nie to, że tytuł już zleksza zajęty xD
   Aha i dodałam w nawiasach z czyjej perspektywy piszę, bo w sumie, czemu Angole mają mieć ułatwione, a Wy nie?
   W ogóle to powinnam czytać nudne książki na literaturę amerykańską, bo oblałam z tego egzamin i czeka mnie poprawka we wrześniu, ale jak pacze na ten stosik książków to od razu się biorę za wszystko inne - także w sumie możecie się cieszyć moim nieszczęściem, bo jakby nie to, to rozdziału by pewnie nie było :D
   23 dni od ostatniego rozdziału, normalnie zapierdalam jak Shinkansen! No, ok - Pendolino co najwyżej, jaki kraj, taki Shinkansen :P

Okay, koniec wywodu, teraz komentarze proszę :)

3 komentarze:

  1. Jak mnie tu dawno nie było, no. ._. Choć wcześniej chyba i tak nie komentowałam...
    Sai rozwalił system! <3 Tylko ten Kakashi... jakoś mi nie pasuje charakterem, jakby w ogóle była mowa o innej postaci. Ale oprócz tego - wszystko w porządku z wyjątkiem jednej, małej rzeczy: co tak krótko, hę?! :c

    Postawa Sasuke jest dość arogancka, kocham to! :D I te rozterki Sakury - była pewna, że zostanie, ale zaczęła mięknąć przy Naruto. Świetne to było. Oczywiście ja nie miałam zastrzeżeń do nagłego ruchu Sakury, jakim było przytulenie Uzumakiego - zaufałam mu wystarczająco. :D
    Ciekawiej by jednak było, gdyby Uzumaki wiedział o liściku i wygadał się w trakcie, choć z drugiej strony - boję się, jak zareagowałby Sasuke, gdyby się dowiedział o tym, że Sakura kontaktowała się z Konohą. Toż to armagedon by był. XD

    Dobra, to tak w skrócie: podobało mi się z wyjątkiem charakteru Kakashiego i długości rozdziału. Moje żądania? Chcę dłuższego rozdziału i żeby się szybciej pojawił! Proooszę! :3 Aha, no i weny życzę!
    Pozdrawiam. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, super rozdział! Liczę, że w nastepnym rozdziale Sasuke zacznie działać, albo Itachi mu pomoże :p Życzę weny i czekam z niecierpliwością na następny rozdział

    OdpowiedzUsuń