Wprowadzenie: Sasuke, Sakura i Naruto mają po 20 lat. Akcja w pewnej części pokrywa się z wydarzeniami z mangi, ale niektóre epizody zdarzają się w innej kolejności niż to było pokazane w mandze, będę się starała nie powielać mangi tj. nie opisywać słowo w słowo sytuacji żywcem z niej wyjętych, które można sobie przeczytać w mandze.
- Narracja w opowiadaniu będzie pierwszoosobowa, zawsze narratorem będzie jedna z postaci.
No, to by było na tyle tytułem wstępu, a teraz zaczynamy.
[Sakura]
Sześć lat. Tyle czasu minęło, odkąd Sasuke-kun opuścił naszą rodzinną wioskę. Sześć długich lat, w ciągu których nie zrobiłam absolutnie nic, by sprowadzić go z powrotem, nic prócz liczenia na Naruto, który wciąż był na treningu z Jiraiyą. Najwyższy czas z tym skończyć i wziąć sprawy w swoje ręce. Stałam się wybitnym medykiem i silną kunoichi, mogłam więc sama spróbować swoich sił. Miałam już nawet w głowie pewien plan, który miałam zamiar zrealizować, choć nie był on do końca fair. Lepszego jednak jak dotąd nie wymyśliłam.
Sześć lat. Tyle czasu minęło, odkąd Sasuke-kun opuścił naszą rodzinną wioskę. Sześć długich lat, w ciągu których nie zrobiłam absolutnie nic, by sprowadzić go z powrotem, nic prócz liczenia na Naruto, który wciąż był na treningu z Jiraiyą. Najwyższy czas z tym skończyć i wziąć sprawy w swoje ręce. Stałam się wybitnym medykiem i silną kunoichi, mogłam więc sama spróbować swoich sił. Miałam już nawet w głowie pewien plan, który miałam zamiar zrealizować, choć nie był on do końca fair. Lepszego jednak jak dotąd nie wymyśliłam.
-
Nie ma mowy! – stwierdziła
Piąta, kiedy po raz kolejny prosiłam ją o pozwolenie na wyruszenie w
poszukiwaniu Sasuke.
-
Ale Tsunade-sama...! –
bezskutecznie próbowałam protestować.
-
Sakura, powiedziałam już,
NIE! Sama nie wiesz, na co się porywasz, to już nie jest ten sam Sasuke-kun,
którego znałaś parę lat temu, to jest kryminalista, nukenin rangi S!
-
Zdaję sobie z tego sprawę,
Hokage-sama, ale proszę cię tylko o tę jedną jedyną, ostatnią szansę...! Jeśli
mi się nie uda...
-
Jeśli ci się nie uda, -
wtrąciła mi się w pół słowa Piąta - a nie ma szans się udać, zginiesz i nie
zostanie po tobie nawet mokra plama! Najlepsi shinobi próbowali go pokonać i im
się nie udało, a ty myślisz, że sama go przechytrzysz, w dodatku bez użycia
siły!? Błagam cię, Sakura, nie bądź naiwna...
-
Właśnie dlatego, że nie udało
się siłą, ja chcę spróbować po dobroci!- zaparłam się.
-
Naprawdę myślisz, że Uchiha
się na to nabierze? Dziecko, jak ty to sobie wyobrażasz, co? Znajdziesz go,
powiesz "Sasuke-kun, jestem medyczką, chcę ci pomóc, przyjmij mnie do
swojej drużyny", a on tak po prostu się zgodzi?
Odmawiała mi zawsze, kiedy
tylko poruszałam temat Uchihy, ale tym razem ruszyło mnie do żywego, ze złości
aż łzy napłynęły do moich zielonych oczu. Nie po to tyle lat trenowałam pod jej
okiem, żeby teraz nie móc nic zdziałać. To, że nie dorównywałam siłą moim
kolegom z drużyny nie oznaczało wcale, że byłam słaba.
-
Nie to nie, łaski bez! –
krzyknęłam załamującym się głosem, zaciskając dłonie pięści.
-
Haruno! – wrzasnęła do mnie
po nazwisku, co zdradzało jej gniew - Stanowczo zabraniam ci wychodzenia poza
teren wioski, zrozumiano!? – wydarła się, podnosząc się z fotela – I bez
dyskusji!
Nie
zważając na jej słowa, obróciłam się na pięcie i ruszyłam do drzwi.
Zatrzasnęłam je za sobą z takim hukiem, że o mało nie wyleciały z zawiasów.
Biegnąc korytarzem usłyszałam jeszcze trzask kolejnego w tym tygodniu złamanego
przez rozwścieczoną Godaime biurka. Kolejna nasza rozmowa na temat Sasuke,
kolejna odmowa... Jak tak dalej pójdzie, nie będą nadążali wymieniać jej tych
biurek! Mam już tego dość, nie mam ochoty już z nikim dzisiaj rozmawiać,
pomyślałam.
Szłam
do domu, po drodze potrącając ludzi i rzucając im gniewne spojrzenia zamiast
przeprosin. "Stanowczo zabraniam ci
wychodzić poza teren wioski!" - przypomniałam sobie jej zakaz. Dobre
sobie, jeszcze czego! A żebyś wiedziała, że pójdę do Sasuke, z twoim pozwoleniem
czy bez, stara jędzo! – w złości przeklinałam w myślach swoją mentorkę, kiedy nagle
czyjeś wołanie wyrwało mnie z moich własnych myśli.
-
Sakura-san! Sakura-san,
tutaj! - jakaś nieznana mi bliżej kobieta wołała mnie, machając do mnie ręką.
Podbiegłam do niej, w końcu mogła potrzebować pomocy, a moim obowiązkiem jako
medic-ninja jest pomagać ludziom. Spojrzałam na nią pytająco.
-
Ta dziewczyna pilnie szuka
medyka... - wyjaśniła, wskazując na stojącą obok zadyszaną dziewczynę.
-
Tam... w lesie... kolega....
ranny... - wydukała w przerwach między jednym haustem powietrza a drugim.
-
Prowadź! - rzuciłam bez
zastanowienia, gotowa do działania.
Dziewczyna
była szybka, jej czerwone włosy mignęły mi przed twarzą, gdy rzuciła się
biegiem w stronę lasu. Przedarła się przez jakieś krzaki, raniąc sobie
nieosłonięte uda, ja za nią. Zawsze byłam szybka, a mimo to, ledwie za nią
nadążałam. Pewnie kolega musi być naprawdę ciężko ranny, skoro tak jej się
spieszy, pomyślałam. Minęło dobrych kilkanaście minut, pokonałyśmy parę
kilometrów, chyba nawet byłyśmy już poza wioską. Zatrzymała się, nareszcie!
Pochyliła się, opierając ręce o kolana, oddychała ciężko, nie tylko ja nie
potrafiłam złapać tchu.
-
To było... gdzieś tutaj... -
wysapała ciężko, rozglądając się wokół.
-
Musi być gdzieś... niedaleko,
przecież... ciężko ranny człowiek... nie mógł zwyczajnie.... wstać i sobie
pójść!
Wciąż
dysząc niczym stara lokomotywa, zrobiłam krok do tyłu, by móc się lepiej
rozejrzeć i usłyszałam ciche 'plask!', najwidoczniej musiałam wdepnąć w jakąś
kałużę.
[Karin]
Gdzie on się, do cholery, podział, miał tu na mnie czekać i nigdzie się stąd nie ruszać! Jak ja nie cierpię tego kolesia! - przeklinałam go w myślach, nerwowo rozglądając się wkoło. Odruchowo poprawiłam sobie okulary na nosie. Jest! Wreszcie dostrzegłam to, czego szukałam. Kałuża za Sakurą... Kałuża, której jeszcze kilka sekund wcześniej nie było, a która się poruszała...
Gdzie on się, do cholery, podział, miał tu na mnie czekać i nigdzie się stąd nie ruszać! Jak ja nie cierpię tego kolesia! - przeklinałam go w myślach, nerwowo rozglądając się wkoło. Odruchowo poprawiłam sobie okulary na nosie. Jest! Wreszcie dostrzegłam to, czego szukałam. Kałuża za Sakurą... Kałuża, której jeszcze kilka sekund wcześniej nie było, a która się poruszała...
C.D.N.
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
Taki tam cliff-hanger ^^ Trochę krótkie, ale mam nadzieję, że treściwe :D Uprzedzając dziwne skojarzenia i pytania - nie, Sakura się nie posikała na niebiesko xD
P.S. W oryginale opowiadanie piszę po angielsku, ale jakoś wątpię, żeby komuś się chciało to czytać w oryginale, skoro można po polsku... ;P No chyba, że ktoś chętny, to proszę pisać w komentarzach, mogę dodać po angielsku (lub odesłać do deviantArta, gdzie będę wrzucać oryginalną wersję).
Boże, ten blog jest świetny :) czekam na nexta:)
OdpowiedzUsuńZnakomity blog ;) Również uwielbiam parkę SasuSaku i zapraszam do mnie ;) Mam nadzieję, że cię zainteresuje.
OdpowiedzUsuńMi się podoba�� dopiero znalazłam tego bloga chociaż już 2 lata szukam jakiegoś dobrego sasusaku�� cieszę się że w tym opku Tsunade nie jest taka kochana i pozwalająca na wszystko. Nawet błędów za bardzo nie widać!
OdpowiedzUsuń