[Sasuke]
-
Sasuke-kun…?
Sasuke-kun, obudź się… - doszedł mnie głos Haruno.
Wcale nie miałem jeszcze ochoty wstawać, ale różowe kosmyki jej włosów
właziły mi do oczu i nieprzyjemnie smyrały mnie po twarzy, kiedy się nade mną
pochylała. Niechętnie otworzyłem więc jedno oko i pospiesznie odgarnąłem jej
włosy za ucho zanim otworzyłem drugie.
-
No nareszcie
– ucieszyła się i uśmiechnęła się do mnie – Już myślałam, że cię dzisiaj nie
dobudzę…
Przerażają mnie ludzie, którzy potrafią się uśmiechać przed dziesiątą rano.
I z czego ona się tak cieszyła?
-
Co jest? –
burknąłem niezadowolony, że miała czelność zafundować mi tak wczesną pobudkę.
Głos miałem z rana tak zachrypnięty, że brzmiałem gorzej niż Itachi, a
właściwie to prawie jak mumia przemawiająca z zaświatów. Na zewnątrz było
jeszcze ciemnawo, choć nie byłem pewien, czy powinienem to przypisać ponurej
aurze panującej w Ukrytej Mgle, czy też wczesnej porze.
-
Czy ty musisz
być od razu taki naburmuszony od samego rana? – mruknęła Sakura, gładząc mnie po
policzku – Juugo chciał ci powiedzieć coś ważnego…
No tak, Juugo. On akurat był rannym ptaszkiem, jeśli można takim eufemizmem
nazwać świra, który kładzie się spać o zmierzchu, a wstaje przed trzecią nad
ranem tylko po to, żeby posłuchać śpiewu ptaków. I nikt mi nie wmówi, że to
jest normalne. Zresztą, czy oprócz mnie
ktokolwiek w Tace jest normalny?