poniedziałek, 23 czerwca 2014

Rozdział 7

                                                                          [Sakura]

            Opuściwszy pokój Itachiego, wstąpiłam jeszcze do salonu, gdzie znalazłam Juugo, którego poprosiłam o przeniesienie jednego fotela do sypialni starszego Uchihy. Dopiero potem skierowałam się do sypialni, którą od kilku dni, a właściwie nocy, dzieliłam z Sasuke. Weszłam do środka, a Sasuke przechadzał się w tę i z powrotem od okna do drzwi. Gdy tylko mnie zauważył, podszedł do mnie, wyraźnie przejęty zaistniałą sytuacją. Patrzył na mnie z trwogą, jakby ode mnie zależało jego życie. Niestety, nie miałam dla niego dobrych wieści.
-          Przykro mi, Sasuke-kun… To nie jest tymczasowa utrata wzroku, twój brat nie widzi już od kilku lat… - oznajmiłam, nie wiedząc, jakiej reakcji ze strony Uchihy mam się spodziewać.
Sasuke najpierw odwrócił się do mnie plecami, zrobił kilka kroków, po czym opadł ciężko na łoże. Siedząc na brzegu materaca, wyglądał jak przestraszone dziecko, które nabroiło i boi się powrotu rodziców. Życie jakby z niego uszło. Kilkakrotnie nerwowo przeczesał włosy palcami, po czym ukrył twarz w dłoniach. Nie byłam pewna, czy powinnam go zacząć pocieszać, czy też od razu zejść mu z oczu, nim dopadnie go atak bezsilnej furii.

-          Myślałem, że dawał mi fory podczas walki… - odezwał się w końcu. Jego głos nie był pewny siebie, ani szorstki jak zwykle. Ten niski głos, zazwyczaj pełen poczucia wyższości, tym razem był przepełniony goryczą i żalem – Myślałem, że chciał się zabawić moim kosztem… A on… On nie widział… 
Zbliżyłam się do niego. Stojąc nad nim, przytuliłam jego głowę do piersi. On nawet nie zaprotestował, jedynie opuścił ręce, pozwalając mi się objąć.
-          Powinienem był się tego domyślić… Gdyby był w pełni sił, nigdy bym go nie pokonał – kontynuował swój monolog, mamrocząc z twarzą nadal wtuloną w moje nie najobfitsze piersi.
Nie byłam w stanie stwierdzić, czy mówił bardziej do mnie, czy do samego siebie. Podejrzewam jednak, że w tamtej chwili nie miało to dla niego większego znaczenia.
-          Jeszcze nie wszystko stracone, Sasuke-kun – odezwałam się, czule gładząc go po policzku, jak matka, próbująca uspokoić swoje dziecko – Mogę spróbować wyleczyć jego oczy, jeśli tego chcesz – zaoferowałam.
-          Możesz? – zdziwił się, jakby wyrwany ze stanu nieświadomości.
-          W końcu jestem twoją medyczką… - przypomniałam mu.
-          W jaki sposób zamierzasz to zrobić? – zapytał, lekko się ode mnie odsuwając, by móc spojrzeć mi w oczy.
-          Mogłabym przeprowadzić operację, ale…
-          Ale co? – dopytywał, marszcząc brwi.
Przypomniało mi się, co Sasuke powiedział wcześniej, podczas rozmowy z bratem. Głośno przełknęłam ślinę.
-          Ale… żeby to zrobić, musielibyśmy wrócić do Konohy… - dokończyłam.
Wyraz twarzy Sasuke zmienił się diametralnie – minę bezbronnego dziecka zastąpił morderczy wzrok rozjuszonego Uchihy. Wstał gwałtownie, przez co już nie byłam wyższa od niego, i odepchnął mnie od siebie.
-          Dobrze wiesz, że nie wrócę do Konohy! Ani na operację, ani z żadnego innego powodu – warknął.
-          Dlaczego!?
-          Bo Danzou i reszta starszyzny nadal tam jest, dlatego! Gdybyśmy się tylko zbliżyli do bram wioski, ANBU z Korzenia od razu wtrącili by nas do lochów, i tyle by było z twojej operacji! – mówił, cały aż trzęsąc się z nienawiści na samą myśl o Danzou.  
-          O czym ty mówisz, Sasuke-kun? Tsunade-sama nigdy by na to nie pozwoliła! To ona, jako Hokage, podejmuje decyzje. 
-           Hokage, huh? – zapytał drwiąco – Kiedyś Sandaime też nie chciał dopuścić do rzezi Uchihów, a jednak starszyzna przejęła kontrolę i kazano Itachiemu wymordować własną rodzinę! Myślisz, że tym razem starszyzna będzie siedzieć cicho!? Myślisz, że ta cała twoja Tsunade będzie miała cokolwiek do powiedzenia!? – wydarł się na mnie.
-          Przestań! Jesteś… Jesteś tchórzem i potworem, jeśli za wszelką cenę wolisz siedzieć tutaj, niż pomóc własnemu bratu!
-          A ty jesteś cholerną lekarką, Sakura, więc nie wmawiaj mi, że nie możesz przeprowadzić tej operacji tutaj!
-          Masz rację, jestem lekarzem. I właśnie dlatego, nie mogę ryzykować życia swojego pacjenta, przeprowadzając operację w tak niesterylnych warunkach!
Zacisnął dłonie w pięści, przez chwilę obawiałam się, że mnie uderzy, ale to nie nastąpiło. W jego oczach pojawił się Sharingan, zapewne w gniewie tracił nad sobą panowanie. Wziął kilka głębokich oddechów, bezskutecznie próbując się uspokoić.
-          Zaczynam żałować, że ta banda osłów [Hebi] , ze wszystkich medyków w Konohagakure, trafiła akurat na ciebie! – wyznał, próbując wyprowadzić mnie z równowagi, co zresztą prawie mu się udało.
-          Naprawdę nie wiem, jak możesz być tak samolubny! Nie liczysz się z niczym i z nikim, oprócz samego siebie…Proszę bardzo, rób tak dalej, aż stracisz wszystkich bliskich! – najwyraźniej posunęłam się o krok za daleko, bo Wszechwiedzący Pan Uchiha ruszył w moim kierunku i, kiedy byłam już niemal pewna, że oberwę, wyminął mnie i wyszedł z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi z taką siłą, że cudem nie rozleciały się w drobny mak.
Jak się okazuje, prawda w oczy kole – szczególnie Uchihów.  

[Sasuke]

            Nie byłem w stanie uwierzyć, że ta sama Sakura, która jeszcze kilka lat temu palcem by nie kiwnęła wbrew mojej woli, teraz nie dość, że mi się sprzeciwiała, to jeszcze miała czelność odezwać się do mnie w ten sposób. Gdyby nie była mi potrzebna, już dawno skończyłaby ze skręconym karkiem, ale ona nadal była najlepszą, i jedyną zresztą, medyczką, która była w zasięgu ręki. Byłem więc skazany na znoszenie jej humorków. Skierowałem się do sypialni mojego brata. Był mi winien wyjaśnienia, w końcu to o niego był ten cały cyrk.
-          Sasuke? To ty, braciszku? – zapytał, gdy tylko usłyszał, że przekroczyłem próg jego pokoju.
-          Mhmm.
-          Dobrze, że jesteś! Pomóż mi się dostać na fotel… Sakura poprosiła Juugo, żeby mi go tu przyniósł, ale sam do niego nie dotrę…
-          Nie powinieneś czasem leżeć i się nie ruszać, zamiast rozsiadać się w fotelu? – zapytałem, zarzucając sobie jego ramię na szyję.
-          Twoja przyjaciółka zabroniła mi jedynie dłuższych spacerów, a do fotela tylko kilka kroków… - urwał, uwieszając się na mnie całym swoim ciężarem.
Jakimś cudem udało mi się go w końcu usadowić przed kominkiem. Widok potężnego shinobi, jakim był mój brat, w takim stanie, do którego z resztą sam go doprowadziłem, sprawił, że zapomniałem o złości. Wciąż jednak pamiętałem, po co tam przyszedłem. 
-          Jesteś mi winien wyjaśnienia, nie sądzisz, nii-san? – zacząłem.
-          Co masz na myśli? Przecież znasz już całą prawdę… - odparł, zwrócony twarzą w kierunku trzaskającego w kominku ognia.
Krzesło, na którym zwykłem czuwać przy jego łóżku, stało wtedy w kącie, widocznie Juugo musiał je odsunąć. Postawiłem je więc obok fotela Itachiego, oparciem do przodu i usiadłem na nim okrakiem - utrzymywanie kontaktu wzrokowego byłoby przecież w tej sytuacji bezcelowe, toteż wbiłem wzrok w płomienie.
-          Czemu nie powiedziałeś mi wcześniej? Tyle lat myślałem, że jesteś pieprzonym psychopatą! Byłeś jedyną bliską mi osobą, a ja o mało cię nie zabiłem… - starałem się nie unosić, a jednak ton mojego głosu nie zabrzmiał najprzyjemniej.
-          Byłeś za mały, żeby zrozumieć… - odpowiedział, po czym wziął głęboki oddech – Później, z kolei, bałem się, że będziesz chciał zemścić się na wiosce… - kontynuował - I jak widać, moje obawy były słuszne – dodał, z gorzkim uśmiechem na twarzy.
-          Myślałeś, że gdybyś zginął, to bym się nie mścił!? – wydarłem się na brata, nie potrafiąc zrozumieć logiki jego postępowania – Zrobiłbym dokładnie to samo, co zamierzam zrobić teraz, rozniósł bym tę wioskę w pył!
-          Gdybym zginął, otrzymałbyś Wieczny Mangekyou Sharingan – wyjaśnił spokojnie Itachi, nie przejmując się wcale moimi krzykami.
Fakt, że mój brat zachowywał w tej chwili stoicki spokój, doprowadzał mnie do szału. Miałem szczerą ochotę dać mu w twarz, co nie byłoby zbyt mądre, zważywszy na to, że i bez tego nie mógł się ruszać o własnych siłach.
-          W takim razie, wiedz, że go dostałem, mimo, że twój niecny plan spalił na panewce! – odwarknąłem.
Na jego twarzy zagościło szczere zdumienie, najwyraźniej nie spodziewał się takiego obrotu wydarzeń.
-          Huh? Nie rozumiem… Jak to możliwe? Musiałbyś wszczepić sobie moje oczy, a tego nie zrobiłeś…
-          Sam nie wiem – przyznałem, uspokoiwszy się nieco – Mój przypadek nijak ma się do tego, co było napisane na monumencie w świątyni chramu Nakano…
-          Może monument został sfałszowany już dawno temu? – zasugerował Itachi – Powinieneś to sprawdzić, Sasuke – oznajmił po chwili.
Kolejny raz tego dnia byłem namawiany do odwiedzenia Konohy… Zacząłem się zastanawiać, czy aby Sakura i Itachi nie zgadali się co do tego. Sama wzmianka o tej wiosce mnie zdenerwowała.
-          Powiedziałem już, nie idę do Konohy – wycedziłem przez zęby, wstając z krzesła.
-          Sprowadzenie tutaj Sakury właśnie stamtąd nie było dla ciebie problemem, prawda, Otouto? – wytknął mi, a złośliwy uśmieszek błądził po jego twarzy.
-          To była zupełnie inna sytuacja! Chodziło o twoje życie! – broniłem się.
-          Nie zachowuj się jak dzieciak, Sasuke – i tym razem przypominał mi, że jest ode mnie starszy i mądrzejszy, tak jak zwykł to robić, gdy mu się sprzeciwiałem w dzieciństwie.
-          Powiedziałem, nie, i koniec rozmowy, Itachi! – zaparłem się jak osioł, na co on zaśmiał się smutno.
-          Mój mały, głupi braciszku… Masz szczęście, że jesteś równie silny, co uparty… 
-          Silny, huh? – tego już było dla mnie za wiele, mój brat wyraźnie sobie ze mną pogrywał – Przestań sobie ze mnie żartować, Itachi! Obaj dobrze wiemy, że nigdy bym cię nie pokonał, gdybyś nie był ślepy! – krzyczałem na niego, mimo, że siedział jakiś metr ode mnie i słyszałby mnie doskonale, nawet, gdybym szeptał.
-          Mylisz się, Sasuke. To, że nie widzę, nie zmienia faktu, że mój Mangekyou działa bez zarzutu, a co za tym idzie, nadal mogę walczyć…
Nim zdążyłem ponownie usiąść, zauważyłem, że drzwi do pokoju się otwarły i stanął w nich nie kto inny, jak Sakura Haruno we własnej osobie. Przybrawszy groźny, karcący pielęgniarski ton i podparłszy się w boki, nawrzeszczała na mnie:
-          Co to za wrzaski!? Słychać cię w całym domu! Dosyć tego! Wyjazd stąd, Sasuke-kun, i to już!
Zadziwiające jest to, że nawet, kiedy jest na mnie wściekła, nie przestaje nazywać mnie „Sasuke-kun”. Jej krzyk, wbrew jej oczekiwaniom, nie wywarł na mnie większego wrażenia. Uniosłem brew.
-          Na co jeszcze czekasz? Powiedziałam, spadaj! – zaczęła mnie wyganiać, widać było, że jako pielęgniarka, czy tam lekarka, czuła się w swoim żywiole – Itachi potrzebuje teraz spokoju, a ty tylko niepotrzebnie go denerwujesz.
Zawsze denerwowało mnie w Sakurze jej niezdecydowanie i uległość, ale tym razem przeholowała w drugą stronę. Żadna kobieta nie będzie odzywać się do Uchihy w taki sposób! Podszedłem do niej tak blisko, że zrobiła krok do tyłu, i naparłem na nią całym ciałem, przygważdżając ją do ściany. Jej władczość ustąpiła miejsca lękowi, nie była już taka pewna siebie jak kilka sekund wcześniej. Jej oddech gwałtownie przyspieszył.
-          To ja tu jestem od wydawania rozkazów, nie ty, Sakura – powiedziałem stanowczo.
-          Sasuke! – upomniał mnie brat, na co prychnąłem.
-          Hn.
Odsunąłem się od Sakury i wyszedłem z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi.

[Sakura]

-          To było nierozważne z twojej strony – usłyszałam głos Itachiego – Nie powinnaś się tak do niego odzywać, Sakuro, wiesz, że ma wybuchowy charakter…
Miał rację, wiedziałam o tym i to aż za dobrze – kiedyś nawet próbował mnie zabić, to wspomnienie nigdy nie dało mi spokoju.
-          Wiem, ale nic się nie stało… Tylko najadłam się strachu.
Itachi tylko westchnął w odpowiedzi. Zapewne to, co się wokół niego działo i to, jak zareagował Sasuke, bardzo go męczyło.
-          Sakura, powiedz mi… Ty wiesz, prawda? – zmienił nagle temat.
-          Domyślałam się, – wyznałam, dobrze wiedząc, o co pyta – ale teraz już mam pewność…
-          Mówiłaś o tym Sasuke? – zmartwił się Uchiha.
-          Nie, jeszcze nie…
-          Wobec tego, mam do ciebie prośbę…
-          Tak?
-          Nie wspominaj mu o tym – poprosił.
-          Ale… - zawahałam się – on powinien wiedzieć, nie sądzisz?
-          Tak będzie dla niego lepiej, zaufaj mi – zapewnił mnie.
-          Skoro tak mówisz… Chociaż moim zdaniem, próbujesz go uszczęśliwić na siłę.
-          A co ty byś zrobiła na moim miejscu? Widzisz, co się z nim dzieje, po tym, jak dowiedział się, że nie widzę…
-          Nie wiem, ale nie powinieneś go ranić, okłamując go po raz kolejny…
C.D.N.

---------------------------------------------
No to dalej wałkujemy wątek ItaSasu, także dialog, dialog, i jeszcze raz dialog :D (Ale za to dłuższy rozdział :P) Biedny Sasek, nie dość, że ma do wszystkich wąty, to jeszcze wszyscy jakieś tajemnice przed nim mają - smuteczeg :(
Co do następnego rozdziału... Jeszcze nie bardzo mam konkretny pomysł, jak go ugryźć, ale to jeszcze pół biedy - gorzej z tym, że właśnie kończę teoretyczną część prawka i mam czasu tyle, co kot napłakał :( Także jakoś superszybko się ten rozdział ósmy nie pojawi, niestety. W dodatku, jak już się pojawiła moja ukochana pochmurna pogoda i schowało się to brzydkie słońce, co chciało na mnie świecić i mnie, nie daj boże, opalić (a kyż!), to się pochorowałam i smarkam :/ Mam nadzieję, że mimo mojej choroby, rozdział  w miarę ma sens xD Dobra, koniec wykładu, teraz proszę komentować, drodzy państwo! =D I trzymajcie kciuki, żebym zdała maturę z polaka, żeby nie było "poprawin w sierpniu" po tym nieszczęsnym Weselu - w piątek 27.06 wyniki :o

7 komentarzy:

  1. Cóż...czekam na kolejny rozdział..ten był...hmmm... NIESAMOWITY <3
    czekam i pozdrawiam a przede wszystkim życzę Ci weny <3 ! Nie mogę się doczekać <3 i zapraszam cie do mnie na czas miłości do czytania i komentowania :3 !

    http://ss-czas-milosci-polly-chan.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział! Sakura wreszcie zaczęła się stawiać Sasuke. Tak trzymać! Ciekawe co Itachi jeszcze ukrywa. Ja nie lubię tajemnic no! ;(
    Mam nadzieje, że nowy rozdział za nie długo, bo już nie mogę się doczekać!
    Pozdrawiam Paulina

    OdpowiedzUsuń
  3. Czasami dialogi są dobre, ale podobno nie wolno z nimi przesadzić.
    Sasuke wydaje mi się być jakiś strasznie wylewny ( słownie, emocjonalnie i co tylko). Ale to tylko takie moje dziwne, małe spostrzeżenie. No i w przyszłości liczę na coś konkretnego między Sasuke a Sakurą.

    Pozdrawiam i zapraszam do siebie na shiny-lights.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja wiem, czemu Ci się wydaje wylewny - bo bardzo rzadko spotyka się narrację od strony Saska, zwykle nie jest pokazana każda jego myśl, tylko jego nieliczne wypowiedzi. Zazwyczaj widzimy go 'z zewnątrz'. Chcąc pokazać sytuację z jego punktu widzenia, muszę się liczyć z tym, że może się wydać 'wylewny', coś za coś, taką sobie wybrałam nietypową narrację :/ Ale w końcu nawet jeśli ktoś jest małomówny, to przecież myśli tak samo dużo jak ktoś gadatliwy, prawda? :)

      Usuń
  4. Rozdział jak zwykle cudny! Dużo w nim było dialogu, ale mi to specjalnie nie przeszkadzało, a wręcz wiele wyjaśniło. Ciekawe co Itachi kryje przed Sasuke. Trochę mi go żal, że nikt nie chce go wciągać w tak poważne tematy. Teraz tylko czekać na jego furię gdy dowie się, że coś przed nim ukrywają. Ahhhh już doczekać się nie mogę następnego rozdziału :D
    Pozdrawiam Anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, przynajmniej jedna osoba żałuje Saska, a już traciłam wiarę w ludzkość =D

      Usuń
  5. 42 year-old Software Engineer I Allene Rowbrey, hailing from Longueuil enjoys watching movies like Galician Caress (Of Clay) and Flying disc. Took a trip to Ilulissat Icefjord and drives a VS Commodore. Wiecej wskazowek

    OdpowiedzUsuń